Uff, odjechał. Odjechał spod klasztornej bramy, wyładowany po brzegi namiotami, stołami, pudłami, torbami, mały misyjny samochodzik. Ostatnie uściski dłoni, słowa pożegnania, podziękowań i tylko warkot silnika rozlewający się kręgami wśród czerneńskich wzgórz świadczy, że coś tutaj się wydarzyło. Jednakże i on powoli zacicha, a zagłuszony szumem Eliaszówki, milknie zupełnie. Stoimy z Basią i Adamem przed drzwiami „czeladzi” bardzo zmęczeni ale uśmiechnięci i szczęśliwi, że znów przy pomocy wielkiej liczby ludzi udało się uczynić coś dobrego. Spoglądamy na siebie i jednomyślnie postanawiamy: „Idziemy do Matki Bożej, podziękować”. A jest za co dziękować.
Kiedy w Amahoro i na stronie misjekarmel.pl ukazała się informacja, że we współpracy z sekretarzem misyjnym o. Janem OCD podejmuję organizację kiermaszu misyjnego w 2018r, rozdzwoniły się telefony. Dzwonili najpierw ci, z którymi przez wiele lat pracowałam w tym misyjnym dziele. Często schorowani, obarczeni wnuczętami, zapracowani. Dopytywali w jaki sposób mogą pomóc? Te osoby prosiłam o modlitwę i przekazanie dalej mojej prośby o modlitewne wsparcie. Włączyło się wiele osób i tak powstał 1-szy krąg, który rozlał się bardzo szeroko w Polsce i zagranicą. Różańcem, rozmyślaniami, trudem i cierpieniem, a zwłaszcza ofiarowanymi Eucharystiami i Komuniami świętymi krąg ten przygotował podwaliny pod Kiermasz Misyjny.
Po jakimś czasie zaczęli zgłaszać się chętni do współpracy bezpośredniej; obdarowani talentami artystycznymi, sprawnymi dłońmi i otwartym sercem oraz ci, którzy chcieli podzielić się z nami bibelotami czy też przedmiotami codziennego użytku i to był 2-gi krąg. Do tego kręgu trzeba też zaliczyć osoby wysyłające, przywożące, przynoszące ofiarowane i wykonane na kiermasz przedmioty. Osoby bezpośrednio zaangażowane w organizację, wystrój i przeprowadzenie kiermaszu w Czernej utworzyły 3-ci krąg. W czasie trwania kiermaszu czyli w dniach od 12 – 23 lipca br. współpracowało, w różnym wymiarze godzin i dni 20 osób. Te trzy kręgi, to jak wiara, nadzieja i miłość przenikały się wzajemnie, współpracowały aby to „zbożne” dzieło rosło i owocowało. Największą jednak, ogromną już falą, a nie kręgiem napływali pielgrzymi, mieszkańcy Czernej i przypadkowi turyści aby nabywać zgromadzone przez nas przedmioty, zrobić pamiątkowe zdjęcie w afrykańskim stroju lub w takiejże foto-budce. Szczodrobliwość ludzi o otwartych sercach była bardzo wielka. Kiedy otrzymywali materiały informujące o celu tegorocznego kiermaszu, którym było wsparcie kształcenia kandydatów do kapłaństwa i życia zakonnego, zgłaszających się do karmelitańskich klasztorów w Burundi i Rwandzie, ofiarność wzrastała ogromnie. Dużym zainteresowaniem cieszyła się Matka Boża z Kibeho i Jej przesłanie do dzisiejszego świata.
Wrócę jednakże jeszcze do przygotowań kiermaszowych. Otóż, kiedy przeor czerneńskiego sanktuarium zwrócił się do mieszkańców Czernej z prośbą o pomoc w przygotowaniach kiermaszu, zgłosiły się dwa małżeństwa. To byli opatrznościowi współpracownicy. Bywały chwile, kiedy wszystko się rozlatywało, nie wiadomo było w co ręce włożyć, wtedy zawsze zjawiał się któryś z panów Józefów, albo dzwoniła jedna czy druga małżonka, pytając w czym pomóc. To było tak, jakby Ktoś z wysoka kierował tym wszystkim. Drugą opatrznościową osobą była schorowana babcia Jasia, która poczuła się na tyle lepiej, że zapytała, czy może upiec drobne ciasteczka maślane. Telefon rozdzwonił się w momencie, kiedy zastanawialiśmy się co zrobić z pięknie ozdobionymi słoiczkami, które były przygotowane do pakowania kawy i herbaty afrykańskiej. W tym roku otrzymaliśmy obydwa produkty już zapakowane. Wtedy zapadła decyzja, że do słoiczków pakujemy ciasteczka.
Po zakończonych uroczystościach tłumy pielgrzymów ustawiały się w długich kolejkach do restauracji i punktów gastronomicznych. Czas oczekiwania wydłużał się, ktoś przezorniejszy kupił ciasteczka na kiermaszowym stoisku i kawę z automatu. Cała rodzina siedziała na drewnianych ławach odpoczywając, a zapach wybornych ciasteczek zwabiał tych, którzy stali na końcu kolejki. Reklama jedzących zrobiła swoje i do naszego stoiska przychodziło coraz więcej osób, ciasteczka babaci Jasi stały się przebojem i szły jak ciepłe bułeczki.
Te kręgi i fale ofiarności i dobra, które za łaską Bożą wyzwolił Kiermasz Misyjny, ufamy, że dopłyną do Burundi i Rwandy i przyniosą ożywczy owoc we właściwym czasie
Pogoda nas nie rozpieszczała, deszcz padał od poniedziałku do piątku i dlatego przygotowane dla dzieci misyjne atrakcje czekają na następny rok. A dzisiaj dziękuję każdemu, kto w jakikolwiek sposób włączył się w przygotowanie i przeprowadzenie tego wydarzenia. Niech dobry Bóg błogosławi wszystkim, a Maryja przychodzi z łaskami Szkaplerza w każdej sytuacji życia.
Wanda Bigaj OCDS