ZAPOMNIANE LUDOBÓJSTWO W KONGO…

Książka Adama Hochschilda, „Duch króla Leopolda – Opowieść o chciwości, terrorze i bohaterstwie w kolonialnej Afryce”, którą dziś ciężko dostać nawet w antykwariatach (może w internecie: https://www.rodaknet.com/ksiazka_duch_krola_leopolda.pdf), odnowiła pamięć zapomnianego ludobójstwa i mordów dokonywanych w Afryce w koloniach belgijskich, niemieckich czy francuskich. Przyznam się, że prawda o ludobójstwie 10 milionów ludzi w  Kongo jest porażająca. Opis męczeństwa czarnych dzieci, kobiet i mężczyzn przez czarnych strażników sterroryzowanych przez białych najeźdźców, sposób zagrabiania ziemi i eksterminacji niewinnej ludności – do złudzenia przypomniał sposoby działania Niemców w Polsce w okresie II wojny światowej. Kto chce zrozumieć dzisiejszą Afrykę, pojąć jej współczesność, zrozumieć czasy totalitaryzmu i szaleństwa jakie nadchodzą, powinien koniecznie przeczytać: DUCH KRÓLA LEOPOLDA. To ten sam duch który działa w każdej epoce, także dziś! To opowieść o nielicznych śmiałkach którzy stali się głosem pozbawionych głosu na pustyni ludzkiej chciwości i żądzy zysku…Dziś zobaczymy te same mechanizmy, te same metody, te same cele i takie same męczeństwa i mordy niewinnych…zmieniły się tylko narzędzia i sposoby…  o. jan

por. https://journals.openedition.org/civilisations/1713

Oto maleńki jej fragment:

…Rzadko zdarza się, żeby ludzie tak bardzo i tak długo oburzali się z powodu czegoś, co dzieje się tak daleko. To każe nam zadać kolejne ważne pytanie – dlaczego właśnie Kongo?
Według dawnego, angielskiego prawa bycie świadkiem morderstwa albo odkrycie zwłok i niepodniesienie wrzawy było traktowane jak przestępstwo. Świat jest jednak pełen trupów i tylko z powodu niektórych podnosi się wrzawę. To prawda, że dziesięć milionów ofiar w Kongu można by uznać za najjaskrawszą część europejskiego „Rozdrapywania Afryki”, ale tylko wtedy, jeśli patrzylibyśmy na Afrykę jak na szachownicę podzieloną granicami, które wyznaczyli Europejczycy. Tak się po prostu złożyło, że to Leopold miał więcej kauczukodajnych terenów niż ktokolwiek inny. W ciągu dziesięciu lat, od kiedy zaczął pozyskiwać kauczuk, podobne systemy pracy przymusowej zostały ustanowione we francuskich koloniach na północ i zachód od rzeki Kongo, w rządzonej przez Portugalczyków Angoli i w pobliskim Kamerunie, który kontrolowali Niemcy. Dla kompanii działających w Kamerunie „wzorem, na którym się opierali (…) były przedsięwzięcia króla Leopolda II w Wolnym Państwie Kongu – dywidendy, które wzbudzały podziw w kręgach finansjery”.
W równikowych posiadłościach Francji, których historia jest najlepiej udokumentowana, było mniej kauczukodajnych terenów niż w Leopoldowym Kongu, ale reżim był tak samo brutalny. Niemal cały teren, z którego pozyskiwano kauczuk, został podzielony między kompanie działające na podstawie koncesji. Na porządku dziennym były: praca przymusowa, branie zakładników, zakuwanie w łańcuchy, wygłodzeni tragarze, palone wioski, paramilitarni „zwiadowcy” i chicotte. Tysiące uchodźców, którzy przepłynęli Kongo, szukając na francuskich terytoriach schronienia przed reżimem Leopolda, uciekło przed Francuzami z powrotem. W należącym do Francji bogatym w kauczuk lesie równikowym straty ludności dorównywały tym w Leopoldowym Kongu – 50 procent. Tak samo jak w kolonii Leopolda, na francuskich i niemieckich ziemiach wybuchały długie, zaciekłe bunty przeciwko kauczukowemu terrorowi. […] To, że ruch na rzecz reform skupił się wyłącznie na Leopoldowym Kongu, wydaje się jeszcze mniej logiczne, jeśli przyjrzymy się masowym mordom pod kątem procentowej liczby ofiar. Przy zastosowaniu takiego kryterium stwierdzimy, że jeszcze gorszy los spotkał lud Herero w Niemieckiej Afryce Południowo-Zachodniej, dzisiejszej Namibii. Tam nawet nie próbowano ukryć zabijania mową o filantropii, organizując zwykłe ludobójstwo, które w dodatku zostało zapowiedziane.
W 1904 roku, po tym, jak Niemcy zabrali im większość ziemi, Herero podnieśli bunt. W odpowiedzi Cesarstwo Niemieckie wysłało ciężko uzbrojony korpus ekspedycyjny pod dowództwem generała Lothara von Trothy, który wydał rozkaz eksterminacji:
Każdy Herero, z bronią lub bez, z bydłem lub bez, który zostanie znaleziony na niemieckim terytorium, zostanie rozstrzelany. (…) Podpisano: wielki generał potężnego Cesarza, von Trotha. Gdyby nie było to wystarczająco jasne, dopisek precyzował: „Nie będzie się brało jeńców płci męskiej”.
Z około osiemdziesięciu tysięcy Herero, którzy zamieszkiwali te ziemie w 1903 roku, w 1906 roku zostało mniej niż dwadzieścia tysięcy wywłaszczonych uchodźców. Resztę zapędzono na pustynię, aby umarli z pragnienia (Niemcy zatruli studnie), zastrzelono albo – żeby oszczędzać naboje – zakłuto bagnetami i zatłuczono kolbami.
Wydany przez von Trothę rozkaz eksterminacji wzbudził protesty w samych Niemczech, ale na świecie nie zwrócono na niego uwagi – mimo iż był to sam środek kampanii na rzecz reform w Kongu…
W czasie kiedy Niemcy mordowali Herero, świat w milczeniu przyglądał się także brutalnej walce z partyzantką, jaką Amerykanie prowadzili na Filipinach, torturując więźniów, paląc wioski i zabijając 20 tysięcy buntowników. Wywołane przez wojnę choroby i głód pochłonęły życie kolejnych 200 tysięcy Filipińczyków. Międzynarodowa krytyka nie spotkała też Anglii z powodu zabijania australijskich Aborygenów na podstawie rozkazów nie mniej bezwzględnych niż ten wydany przez von Trothę. Wreszcie ani w Europie, ani w Stanach Zjednoczonych nie odbył się ani jeden większy protest przeciwko dziesiątkowaniu amerykańskich Indian.
Dlaczego zatem w Anglii i Stanach Zjednoczonych tak oburzano się tym, co działo się w Kongu, skoro nie zwrócono większej uwagi na inne masowe mordy? Polityka empatii jest niestała. Z pewnością Anglicy i Amerykanie skupili się na Kongu, bo było bezpiecznym celem. Oburzenie z powodu Konga nie dotykało kwestii nieprawości popełnianych przez Wielką Brytanię i Stany Zjednoczone. Nie pociągało też za sobą konsekwencji dyplomatycznych, handlowych i militarnych, jakie z pewnością miałoby zwrócenie się przeciwko jakiemuś mocarstwu, na przykład Francji czy Niemcom. […].
To, co wydarzyło się w Kongu, było rzeczywiście mordem na ogromną skalę, ale smutna prawda jest taka, że ludzie, którzy popełnili go na rozkaz Leopolda, nie byli bardziej morderczy niż wielu innych Europejczyków, którzy kolonizowali i podbijali Afrykę. Najlepiej ujął to Conrad: „Cała Europa pomogła stworzyć Kurtza”.
[…] Francja i Niemcy od dawna ostrzyły sobie zęby na kawałki Konga, zazdrosne o krociowe zyski, jakie przynosił Leopoldowi eksport kauczuku. Prezydent Roosevelt sugerował, że wraz z Wielką Brytanią jest skłonny zwołać międzynarodową konferencję na temat losu Konga. Posłowie brytyjski i amerykański trzykrotnie rozmawiali z belgijskim ministrem spraw zagranicznych, nalegając, by Belgia anektowała Kongo. Choć władza Leopolda w Belgii była mocno ograniczona, to jednak zatroskany rząd tego kraju nie miał żadnej kontroli nad Leopoldem jako władcą Konga. Król trzymał w ręku wszystkie karty i wszyscy doskonale zdawali sobie z tego sprawę.
[…] świat, w którym żyjemy – z jego podziałami i konfliktami, powiększającą się przepaścią między bogatymi i biednymi, niewytłumaczalnymi wybuchami przemocy – znacznie bardziej kształtują tragiczne zdarzenia, o których staramy się zapomnieć, niż te, które świętujemy i mitologizujemy. Kongo Leopolda jest właśnie jednym z takich przemilczeń w historii […]
Historia wywarła na Afryce swoje niezatarte piętno: dziesięciolecia kolonializmu; kilkaset lat handlu niewolnikami, tak w rejonie Atlantyku, jak i w świecie arabskim; a także – co zbyt często się pomija – niezliczone stulecia rdzennego niewolnictwa. Głównym dziedzictwem epoki kolonialnej, jakie Europa zostawiła Afryce, nie była wcale demokracja, jaką znamy z Anglii, Francji czy Belgii, ale autorytarne rządy i wyzysk. Ze wszystkich krajów kontynentu to właśnie Kongu było najtrudniej wydostać się z cienia przeszłości […]
Zrzucanie winy za problemy Afryki wyłącznie na europejski kolonializm byłoby uproszczeniem, historia nigdy nie jest tak prosta. Mimo to przyjrzyjmy się raz jeszcze Mobutu. Poza kolorem skóry niezbyt różnił się od monarchy, który sto lat wcześniej rządził tym terytorium: autokratyzm, wielkie bogactwo wydarte tej ziemi, jacht, wykorzystywanie majątku państwa do celów prywatnych, wielkie udziały w państwowych przedsiębiorstwach, które prowadziły interesy w jego kraju. Tak jak Leopold wykorzystywał swoje prywatne państwo i z nikim nie dzielił się zyskami ze sprzedaży kauczuku, tak Mobutu wszedł w posiadanie prywatnych kopalni złota – i plantacji kauczuku. Zwyczaj dodrukowywania pieniędzy – w razie potrzeby – też przypominał emitowanie przez Leopolda kongijskich obligacji.
[…] „Podbici – pisał Ibn Chaldun w XIV wieku – zawsze chcą naśladować zdobywców – ubiorem, rzemiosłem, zwyczajami i charakterem”. Kiedy w 1997 roku rządy Mobutu dobiegły końca, wielu miało nadzieję, że cierpiący tyle lat Kongijczycy nareszcie zaczną czerpać zyski z bogatych zasobów swojego kraju. Tak się jednak nie stało. Wiadomości z kraju, nazwanego – o ironio – Demokratyczną Republiką Konga, od kilku lat są tak ponure, że przygnębiony człowiek ma ochotę przewrócić stronę gazety albo zmienić kanał telewizyjny: masowe gwałty dokonywane przez żołnierzy zarażonych HIV, plądrowanie szkół i szpitali, dziesięcioletni żołnierze wymachujący kałasznikowami. Od upadku Mobutu kraj pustoszy zdumiewająco skomplikowana wojna domowa. Uczestniczą w niej armie siedmiu sąsiednich państw, bezwzględne bandy podległe miejscowym watażkom oraz oddziały rebeliantów z innych krajów, uciekających na rozległe, niekontrolowane przez nikogo terytoria – takie jak oddziały Hutu, odpowiedzialne za rwandyjskie ludobójstwo z 1994 roku. Armia Rwandy podążyła za nimi na terytorium Konga i dokonała czegoś w rodzaju kontrludobójstwa, by następnie plądrować bogactwa naturalne Konga: w ciągu ledwie dwóch lat przywłaszczyła sobie surowce warte ponad 250 milionów dolarów. Wszystkie te siły, a do tego nominalne władze Konga oraz kilka opozycyjnych grup zbrojnych, łączy i dzieli ciągle zmieniająca się sieć sojuszy
Biorą w tym udział także międzynarodowe korporacje. Ich interesów nie chroni już Force Publique, ale zawierane pod stołem umowy z różnymi armiami i frakcjami. W dawnych czasach to kość słoniowa i kauczuk napędzały pogoń za zyskiem; dzisiejsze kompanie równie chętnie wyciągają ręce po kongijskie diamenty, złoto, drewno, miedź, kobalt i koltan – mieszaninę kolumbitu i tantalitu, używaną do produkcji mikroprocesorów i telefonów komórkowych. Swego czasu cena koltanu zrównała się z ceną złota. Walka toczy się o bogactwa, nie o ideologię – najcięższe boje często toczyły się w różnych miejscach – w zależności od wzrostu i spadku cen surowców.
Wojna zebrała potworne żniwo. Brak dokładnych statystyk, a szacunki są niepewne, ale bezpośrednio i pośrednio kosztowała życie co najmniej miliona ludzi, z czego tylko nieliczni byli żołnierzami. Większość ofiar to zwykli mężczyźni, kobiety i dzieci, którzy znaleźli się w środku działań wojennych, weszli na minę przeciwpiechotną lub musieli uciekać z domów do lasu albo do przepełnionych obozów dla uchodźców, które w środku pory deszczowej toną w błocie. Tak jak w czasach Leopolda, najwięcej ludzi pada ofiarą chorób, dotykających zgnębionych, wygłodniałych, nierzadko uciekających ze swych domów. Mimo rozejmów i porozumień w sprawach podziału władzy śmierć będzie najprawdopodobniej nadal zbierać swe żniwo.
Jednym z powodów napisania tej książki była chęć pokazania, jak dalece europejski kolonializm ukształtował świat, w którym obecnie żyjemy. Mając w pamięci to, jak Stany Zjednoczone i Europa chroniły swoje inwestycje przez wspieranie chciwych despotów w rodzaju Mobutu, nie sposób nie mówić o neokolonializmie…”.