Kronika pierwszego roku misji w Burundi

o. Teofil Stanisław Kapusta OCD,

(w: Misyjny Trud, Kraków 1983, s. 13-25)

„Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę” (Rdz 12, 1). „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 19-20).

Obraz Abrahama opuszczającego rodzinny dom i rodzinny kraj, by udać się do kraju ukazanego mu przez Boga i obraz Chrystusa wysyłającego Apostołów do wszystkich narodów zdają się ujmować w skrócie wydarzenia pierwszego roku misyjnej działalności karmelitów bosych w Burundi. Spróbujemy prześledzić te wydarzenia.

Zanim nadszedł rok 1971

Modlitwy, ofiarowane cierpienia i trudy oraz pomoc materialna wielu ludzi dobrej woli zostały włączone w działalność misyjną polskich karmelitów bosych w Burundi. Nie wszyscy jednak, nawet z tych, którzy całym sercem włączyli się w tę działalność, wiedzą, jakie były jej początki. Dlatego należy tu krótko odpowiedzieć na pytanie: Jak ta działalność się zaczęła?

Dziesięciolecie działalności misyjnej polskich karmelitów bosych w Burundi obejmuje lata 1971-1981. Grupa pierwszych misjonarzy karmelitańskich wyjechała bowiem z Polski i stanęła na afrykańskim lądzie, nad brzegami jeziora Tanganika, w Burundi, właśnie w 1971 roku. Historia tej działalności misyjnej zaczęła się jednak daleko wcześniej. Kiedy?

Św. Teresa od Jezusa, Doktor Kościoła, pragnąc zaradzić wielkim potrzebom Kościoła Świętego założyła w 1562 roku pierwszy klasztor karmelitanek reformowanych w Avili. Żyjąc ściśle według pierwotnej reguły zakonu, przestrzegając wiernie klauzury, oddając się postom i innym umartwieniom, miały one w ustawicznej modlitwie polecać Bogu wszystkie troski Kościoła. Wydaje się, że podobną formę życia zamierzyła św. Teresa dla reformowanych karmelitów, których pierwszy klasztor powstał 28 listopada 1568 roku w Duruelo. Kościół jednak potrzebował nie tylko oddanych modlitwie eremitów, potrzebował też bardzo światłych teologów i świętych kaznodziejów. Św. Teresa swoim wielkim i miłującym sercem obejmowała te wszystkie potrzeby Kościoła. Miłość i zatroskanie o sprawy Kościoła przekazała swym duchowym synom. Nic więc dziwnego, że surowość życia i gorliwość w modlitwie zaczęli oni łączyć z gorliwością apostolską. Już w 1582 roku pierwsza ekipa karmelitów bosych wyrusza na misje do Konga w Afryce.

Nie miejsce tu na opowiadanie o osiągnięciach karmelitów bosych na polu misyjnym. Na to trzeba by osobnej książki. My chcemy mówić o posłudze misyjnej polskich karmelitów bosych. Musimy więc zapytać skąd wzięli się karmelici bosi w Polsce?

Można powiedzieć, że historia Karmelu Reformowanego na ziemiach polskich zaczęła się właśnie od misji. Był rok 1604. Karmelici zreformowani w Hiszpanii posiadali już we Włoszech odrębną kongregację. W lipcu ojcowie tejże włoskiej kongregacji wyruszyli na misje do dalekiej Persji. Wybrali drogę lądową przez Polskę i Rosję. Zaskakujące to nieco dla nas, żyjących w dobie odrzutowych samolotów. Przez Polskę jednak wiodła ich droga, ponieważ morze Śródziemne było wówczas opanowane przez okręty tureckie.

Surowość życia reformowanych karmelitów, ich wierność modlitwie przy równoczesnej gorliwości apostolskiej spodobały się bardzo w Polsce. Już w 1604 roku zaproponowano im założenie klasztoru w Krakowie. Wkrótce zakon karmelitów bosych mocno się zakorzenił na lechickiej ziemi. Powołań nie brakowało, klasztory powstawały jeden po drugim. Kwitła w nich bogomyślność, rozwijały się karmelitańskie wydawnictwa, sanktuaria maryjne ściągały pielgrzymów. Niektóre z klasztorów utrzymywały ścisły kontakt z misjami karmelitańskimi w Persji. Pracowali też na terenach misyjnych synowie polskiej Prowincji (por. O. Czesław Gil, Wstęp do książki pt. Listy polskich misjonarzy z Burundi, Kraków 1980, s. 20-31).

Nie o przeszłości misyjnej polskich karmelitów bosych chcemy tu opowiadać. Mamy przecież opowiedzieć historię dziesięciu lat działalności misyjnej polskich karmelitów bosych w Burundi. Przeszłość jednak zawsze jakoś rzutuje na teraźniejszość i przyszłość. Tak było i w tym wypadku.

Rozbiory Polski spowodowały upadek życia zakonnego na jej terenach. Z licznych klasztorów karmelitów bosych pozostał tylko jeden, w Czernej k. Krzeszowic. W roku 1880 odnowiono w nim dawny styl życia karmelitańskiego. Przy personalnej pomocy zakonników z innych prowincji, Reformowany Karmel na ziemiach polskich zaczął się powoli odradzać. Dopiero jednak 1 maja 1920 roku z odrodzonych klasztorów utworzono samodzielną Polską Prowincję zakonną. Wspominam o tym, bo właśnie 50-lecie wskrzeszenia Polskiej Prowincji Karmelitów Bosych obchodzone uroczyście w 1970 roku, miało wpływ na podjęcie decyzji o powrocie do misyjnych tradycji tejże Prowincji. Na Kapitule Prowincjalnej w 1969 roku była mowa o ostatecznych przygotowaniach do bliskiego już jubileuszu. Była to równocześnie Kapituła obradująca nad przystosowaniem prawodawstwa zakonnego do współczesnych potrzeb Kościoła zgodnie ze wskazaniami Soboru Watykańskiego II. Sobór ten mówił dużo o ożywieniu ducha misyjnego w Kościele. Nie można było pominąć tego zagadnienia na Kapitule. Właśnie to wpłynęło na powzięcie postanowienia, by polscy karmelici bosi podjęli pracę misyjną jako dar wdzięczności za 50-lecie swojej Prowincji. Dnia 27 czerwca Kapituła podjęła uchwałę: „Żądają Ojcowie, aby tradycja misyjna naszej Prowincji była kontynuowana. Dlatego należy wyznaczyć kilku odpowiednich zakonników, odznaczających się troską o zbawienie dusz, na misje zagraniczne”.

Wprowadzenie w życie uchwał Kapituły Prowincjalnej w dużej mierze zależy od dobrej woli Prowincjała i jego Rady. W tym wypadku okazali oni dużo dobrej woli. Wypadki więc potoczyły się szybko. Już w lutym 1970 roku Prowincjał O. Remigiusz Czech polecił O. Leonardowi Kowalówce, sekretarzowi prowincjalnemu misji, przebywającemu wówczas w Rzymie, wyszukanie odpowiedniej, samodzielnej placówki misyjnej w Afryce. Wybór O. Leonarda padł na Kongo (Zair) i Burundi, chodziło bowiem o strefę języka francuskiego. W maju wyjechał do Afryki. Po przeprowadzeniu rozmów z biskupami niektórych diecezji Zairu i z arcybiskupem Makarakizą w Burundi wracał już wysłannik Polskiej Prowincji do Rzymu. W stolicy Burundi, Bujumburze, musiał czekać dwa dni na odpowiedni samolot do Europy. Bóg w realizacji swoich zamiarów posługuje się czasem takimi nieprzewidzianymi okolicznościami. Nadarzyła się tymczasem okazja wyjazdu do diecezji Bururi. Skorzystał z niej O. Leonard, chciał przecież jak najwięcej dowiedzieć się o pracy misyjnej w Afryce. W Bururi nastąpiło spotkanie z biskupem Józefem Martin, który zaproponował karmelitom szerokie możliwości pracy misyjnej w swojej diecezji. Zaraz też nakreślił projekt umowy między diecezją, a Polską Prowincją Karmelitów. W projekcie była już mowa o objęciu przez karmelitów parafii w Mpindze.

Konkretne propozycje, a przede wszystkim głębokie pragnienie biskupa, aby karmelici bosi nie tylko prowadzili pracę parafialną, lecz równocześnie przez działalność specjalistyczną starali się przeszczepić życie karmelitańskie do Burundi, zadecydowały, że Rada Prowincjalna w dniu 10 listopada 1970 roku postanowiła przyjąć misje w Burundi, i to właśnie w diecezji Bururi. Zaraz też skierowano list do zakonników całej Prowincji z prośbą, aby ci z nich, którzy pragną podjąć pracę misyjną, zgłosili się dobrowolnie na wyjazd do Burundi.

To wszystko dokonało się, zanim nadszedł rok 1971.

Pierwszy rok dziesięciolecia

21 stycznia – Prowincjał Polskiej Prowincji zwraca się do Definitorium Generalnego Karmelitów Bosych z prośbą o pozwolenie na podjęcie samodzielnej misji przez swoją Prowincję. Z góry było wiadomo, że taka prośba zostanie przez Generalny Zakon przyjęta z radością. Należało ją jednak wnieść dla porządku prawnego.

5 lutego – Definitorium Generalne udziela pozwolenia na podjęcie pracy misyjnej przez Polską Prowincję.

17 lutego – Rada Prowincjalna zdecydowała wysłać na misje do Burundi 11 misjonarzy. Wybrano ich spośród dwudziestu, którzy zgłosili gotowość wyjazdu.

Szczęśliwymi wybrańcami byli:

O. Leonard Kowalówka,

O. Teofil Kapusta,

O. Kasjan Dezor,

O. Jan Kanty Stasiński,

O. Klaudiusz Spyrka,

O. Edmund Wrzesiński,

O. Sylwan Zieliński,

O. Eliasz Trybała,

O. Kamil Ratajczak.

br. Marceli Szlósarczyk,

br. Sylwester Szypowski.

Dla wybrańców rozpoczął się teraz trudny okres przygotowania się do wyjazdu. Mówię „trudny”, bo należało przekazać innym własne obowiązki i prowadzone prace, należało załatwić wiele spraw paszportowych, trzeba było przygotować i wysłać bagaż przesiedlenia. O. Sylwan miał jeszcze złożyć licencjacki egzamin, a O. Eliasz zdać końcowe egzaminy z teologii i przyjąć święcenia kapłańskie. Niektórzy z przyszłych misjonarzy mieli przyjęte w różnych parafiach wielkopostne rekolekcje, których już nie mogli przekazać innym, musieli je zatem przeprowadzić. Wszyscy musieli pożegnać swoje rodziny i przyjaciół oraz urządzić uroczyste pożegnanie w rodzinnych parafiach. Przy tym wszystkim należało „odnowić” znajomość języka francuskiego, zapoznać się na ile to w Polsce możliwe z krajem przeznaczenia i wreszcie studiować zagadnienia misyjne. Przyszli misjonarze powinni przecież wiedzieć o misjach więcej od innych kapłanów i zakonników.

Ostatecznie grupa wyjeżdżających na misje karmelitów zebrała się w naszym klasztorze w Poznaniu, by pod kierunkiem O. Leonarda przygotowywać się do „wyjścia z ziemi rodzinnej i z domu ojca, by udać się do kraju wskazanego im przez Pana” (por. Rdz 12, 1).

12-16 maja – Bawi w Polsce ks. bp Józef Martin, ordynariusz diecezji w Bururi. Dostojny Gość z Burundi odwiedza klasztory karmelitów bosych, odwiedza niektóre seminaria duchowne, składa wizyty rodzinom swoich przyszłych misjonarzy. Swoją prostotą, bezpośredniością i dobrym humorem z miejsca podbija serca swoich misjonarzy, a odpowiedziami na liczne pytania, którymi go zasypali, bardzo im przybliża ich przyszłą ojczyznę. Ukoronowaniem jego pobytu w Polsce była Msza św. koncelebrowana wspólnie z misjonarzami przed cudownym obrazem Matki Bożej na Jasnej Górze (16 maja).

8-12 czerwca – Św. Marek Ewangelista tak opisuje wybór Apostołów: „Potem (Jezus) wyszedł na górę i przywołał do siebie tych, których sam chciał, a oni przyszli do Niego. I ustanowił Dwunastu, aby Mu towarzyszyli, by mógł wysyłać ich na głoszenie nauki…” (3, 13-14).

Pierwszym zatem obowiązkiem apostoła i podstawowym warunkiem, aby mógł być wysyłany na głoszenie nauki, jest „towarzyszenie” Panu. Pamiętali o tym wybierający się na misje karmelici. Dlatego przed wyruszeniem na głoszenie nauki chcieli być sam na sam z Panem przynajmniej przez kilka dni. Od 8-12 czerwca odprawili wspólnie rekolekcje pod kierunkiem ks. Pawlaczyka, dyrektora dzieł misyjnych w archidiecezji poznańskiej.

16 czerwca – Wysyłani na misje synowie Karmelu są równocześnie synami Kościoła Świętego w Polsce. Nic więc dziwnego, że przed wyruszeniem do Afryki udają się do Prymasa Polski ks. kard. Stefana Wyszyńskiego, by prosić Go o błogosławieństwo. Rozmiłowany w Maryi Prymas, braciom Najśw. Dziewicy z Góry Karmelu wraz z błogosławieństwem składa bardzo cenny dar: wierną kopię obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej.

Z tej okazji kieruje do nich gorące słowa:

,,Zebrani tu przed Obrazem Pani naszej Częstochowskiej pragnę gorąco powierzyć opiece Niepokalanej Matki was i cały wasz zakon, który jest poświęcony w sposób szczególny na służbę i chwałę Maryi. Pragniemy powierzyć was Tej, która pierwsza poniosła Wcielone Słowo z Nazaretu do AinKarim. Trzymała Ona w swoich ramionach Syna Bożego, który stał się człowiekiem. W Jej macierzyńską opiekę powierzamy, Bracia Najmilsi, was i wszystkich tych, którzy pociągnięci waszym przykładem wkroczą za wami na drogę apostolstwa misyjnego.

Wiemy o waszym gorącym pragnieniu posiadania obrazu naszej Pani Częstochowskiej, aby oddać się na służbę Ludowi Bożemu podobnie jak Maryja, i z Maryją Służebnicą Pańską i Współpracownicą w dziele Odkupienia. Dlatego mamy przygotowaną wierną kopię obrazu, abyście wzięli ją na wasze misje i aby Ona była z wami. (…)

Jestem głęboko przekonany, że Wasi Bracia, których będziecie prowadzili do Chrystusa, gorąco Ją pokochają i zrozumieją. Jest przecież do nich podobna.

Mam nadzieję, moi najmilsi Synowie, że kiedy pojedziecie w Jej imieniu do czarnych Narodów, Ona, Czarna Madonna, Siostra najmilsza wszystkich dzieci Bożych, a zwłaszcza ludów czarnych, będzie wam potężną pomocą. Przez to, że powierzamy wam obraz Częstochowskiej Pani, dajemy wam równocześnie i nasze serca, zapewniając was o naszych ojcowskich uczuciach. Bądźcie pewni, że nie jesteście sami i nie zostaniecie opuszczeni. Gdy będziecie potrzebować pomocy, udzielimy jej wam z całego serca w miarę naszych możliwości.

Właśnie dzisiaj w tym domu zebrała się Komisja Episkopatu Polski do spraw kultu Maryi. Wszyscy członkowie tej Komisji są tu obecni i modlą się z wami.

Umocnieni tą modlitwą i jednomyślni z Przełożonymi waszego Zakonu posyłamy was w imieniu Maryi do czarnych narodów Afryki.

O Ty, cudowna Nosicielko Boga Żywego, pozwól tym kapłanom z Polski, aby Cię powieźli w swoich rękach oni, którzy chcą głosić Dobrą Nowinę wszystkim narodom odkupionym przez Twojego Syna. Prosimy Cię, o Matko, okryj płaszczem Twej opieki tych wszystkich zakonników Karmelitańskiego Zakonu, którzy wyruszają na misje. Czuwaj nad nimi, Pani, czuwaj nad ich misjami, czuwaj nad każdym z nich, gdyż wszyscy są Twoimi dziećmi, odkupionymi przez Twojego Syna. Spraw, żeby ich praca misyjna i apostolska wydała owoce na chwałę Bożą i na wielką radość ludzi, do których teraz się udają. Ty Maryjo, bądź patronką misji, kraju, w którym będą się poświęcać. O łaskawa, o litościwa, o słodka Panno Maryjo!” (wyjątki).

22 czerwca – w kościele poznańskim oo. karmelitów bosych przy licznym udziale wiernych, odbyło się uroczyste pożegnanie wyjeżdżających do Burundi misjonarzy. Wszystkie pożegnania, także te uroczyste, pełne są wzruszeń i osobliwego smętku. To było bardzo wzruszające, tak dla żegnanych jak i dla żegnających. W czasie Mszy św. koncelebrowanej o godz. l8-tej pod przewodnictwem ks. bpa Jana Wosińskiego, Dyrektora Krajowego Papieskich Dzieł Misyjnych w Polsce, misjonarze odnowili swoje śluby zakonne i otrzymali krzyże misyjne.

We mszy św. oprócz wspomnianego ks. bpa Wosińskiego, wzięli udział: przebywający wówczas w Polsce Generał Karmelitów Bosych O. Michał Anioł Batiz, Prowincjał O. Remigiusz Czech, delegacje klasztorów karmelitańskich, delegacja Kurii Metropolitalnej w Poznaniu, delegacje parafii Poznania i jego okolic, w których nasi misjonarze pracowali, a przede wszystkim rodziny misjonarzy i licznie zebrani ich przyjaciele.

Obejmowała ich wszystkich matczynym wejrzeniem Maryja z .Częstochowskiego Obrazu, który wniesiono w procesji i ustawiono obok ołtarza. Rozumiała ich dobrze. Przecież sama żegnała kiedyś swego Syna, który wyruszył z rodzinnego domu, aby głosić Ewangelię Zbawienia. Przed obrazem płonęło jedenaście świec.

Wypowiedziano w czasie pożegnania wiele głębokich i wzruszających słów. Szkoda, że nie utrwalono tekstów tych przemówień. Nasze wspomnienie tych wzruszających chwil zakończmy jedynym tekstem, który się zachował, tekstem przemówienia wygłoszonego w imieniu młodzieży związanej z klasztorem karmelitów i osobiście z misjonarzami więzami przyjaźni.

„Ukochani nasi Ojcowie Misjonarze!

W obecnej chwili nie chcemy myśleć, że to jest pożegnanie. W tej chwili chcemy myśleć i myślimy o tym, że Kościół święty, że duch Karmelu w pełni żyje i wnosi swój potencjał wewnętrzny w szeroki świat.

Potężnego echa Chrystusowych słów… idźcie!… głoście!… nauczajcie! nie zagłuszył hałas techniki XX wieku. Jednym z wyraźnych tego dowodów jest chwila obecna, w której przeżywamy i rozważamy Waszą, Drodzy Ojcowie, odpowiedź na wezwanie Kościoła Powszechnego.

Dano Wam wiele – czego byliśmy świadkami i doświadczaliśmy przez wiele lat przebywając z Wami – i dziś, Wy drodzy Ojcowie, świadomi tych łask, nie chcecie Bożych skarbów gromadzić w spichlerzach, gdy na szerokim świecie głód, głód prawdy, dobroci, miłości, łaski i chleba. Kapłaństwo wasze, ożywione karmelitańskim duchem modlitwy i ofiary jest zdolne nieść te wielkie dobra Chrystusowe tam, gdzie tysiące rąk spragnionym gestem wyciąga się po nie. Dlatego dziś wypada nam podziękować Wam – Drodzy Ojcowie nasi – za Waszą decyzję, która głęboko i naszej całej grupy dotyka. Niech i ten nasz współudział w Waszej ofierze będzie włączony do skarbca wielkich intencji misyjnych polskiego Karmelu.

Niech łaska Ducha Przenajświętszego wieńczy zwycięstwem każdy Wasz trud, a Matka i Królowa Karmelu niech błogosławi na stokrotny plon. Jesteśmy i będziemy z Wami!”

23 czerwca – Już od godz. 16.30 na Głównym Dworcu w Poznaniu zbierać się zaczęły licznie rodziny i przyjaciele naszych misjonarzy. Pożegnaniom nie było końca. Nikogo nie dziwiły płynące łzy. Wreszcie, albo raczej „już” o godz. 17.12 ruszył pociąg, by grupę polskich karmelitów przenieść – w pierwszym etapie ich misyjnej drogi – do Paryża.

1-30 lipca – Kurs letni języka francuskiego w Instytucie Katolickim w Paryżu. Nie było czasu „dumać na paryskim bruku”, nie było czasu na bliższe zapoznanie się z wielką metropolią świata. Mieliby na to ochotę, bo przecież prawie wszyscy znaleźli się poza granicami Ojczyzny po raz pierwszy. Otwierali szeroko oczy, by chłonąć ten „inny świat”, „świat pierwszy”. Pamiętali jednak, że przyjechali tu dla Trzeciego Świata. Zdali wstępne egzaminy i już od 1 lipca weszli w atmosferę letniego kursu j. francuskiego dla obcokrajowców, który zgromadził wielu młodych ludzi z 69 krajów wszystkich kontynentów świata. Dawało to szerokie możliwości do wielu interesujących spotkań. Atmosfera wytworzyła się niemal rodzinna. Niestety, wymiana myśli nie mogła być całkowicie swobodna z powodu wciąż jeszcze słabej znajomości języka francuskiego. Ten język „wkuwali” nasi misjonarze z zapałem równym upałom tamtego lata. To był ich pierwszy misyjny trud. W tym też czasie jeden z nich, mianowicie O. Kamil Ratajczak, miał okazję do pierwszej misyjnej ofiary: nie mógł wrócić do Poznania na pogrzeb swego ojca, który zmarł niespodziewanie. Przeżywali to z nim wszyscy inni.

1 sierpnia – W sierpniu misjonarze rozpoczynają nowy kurs j. francuskiego w Alliance Française. Atmosfera tu jeszcze bardziej międzynarodowa, chociaż może mniej rodzinna niż w Instytucie Katolickim.

14 sierpnia – Patronką Misji Kościoła Powszechnego jest karmelitanka bosa z Lisieux, św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Nic więc dziwnego, że polscy karmelici bosi – misjonarze – chcieli koniecznie poprosić o Jej błogosławieństwo dla swej wyprawy misyjnej. Dnia 14 sierpnia pojechali na pielgrzymkę. Złożyli Najśw. Ofiarę Mszy św. w Bazylice w Lisieux. Rozmawiali długo i serdecznie z siostrami karmelitankami, które przyrzekły wspierać ich pracę swoją modlitwą. Jakże bardzo pragnęli stanąć na tej ścieżce ogrodu klasztornego, na której z ust wyczerpanej chorobą siostry Teresy padły słowa: „… wie siostra, co mi dodaje siły? Oto chodzę na intencję jednego z misjonarzy. Myślę, że tam gdzieś, daleko, jeden z nich zmęczony jest może apostolskimi podróżami, ofiarowuję więc Bogu moje zmęczenie, by zmniejszyć jego trud” (Dzieje duszy, Kraków 1977, s. 258). Należało jednak uszanować święte prawa zakonnej klauzury.

Mogli za to wchłaniać do woli atmosferę rodzinnego domu św. Teresy Martin w Buissonnets, miejscu szczególnie drogim sercu każdego karmelitańskiego misjonarza. To tu czternastoletnia dziewczyna, pragnąca z całego serca być misjonarką, przerywa nagle lekturę Roczników Sióstr Misjonarek, mówiąc: „Nie chcę więcej tego czytać; już i tak bardzo pragnę zostać misjonarką, do czego by doszło, gdybym się jeszcze przyglądała obrazkom tego apostolatu! Chcę być karmelitanką!”. Zaskakująca decyzja? Zaskakujący wybór? Tylko pozornie! Dla młodej dziewczyny z Lisieux wybór Karmelu nie równa się zdradzie misyjnego powołania. Jest to wybór trudniejszej, lecz pełniejszej formy. To tu Teresa wyjaśniła swoją decyzję słowami: „Chcę być karmelitanką (…), aby więcej cierpieć w monotonii surowego życia, a przez to zbawić więcej dusz!” (Dzieje duszy, Kraków 1977, s. 289).

Każdy z naszych misjonarzy miał wiele do powiedzenia swojej siostrze w zakonie, Patronce Misji. Jakże trudno im było rozstać się z tym domkiem, z tym ogrodem … z Lisieux!

23 sierpnia – Dzisiaj kończą się „pracowite wakacje” naszych misjonarzy w Paryżu. Jasnym promieniem tych wakacji była pielgrzymka do Lisieux oraz miłe spotkanie z ks. bpem Józefem Martin, który przed odlotem z Europy do Afryki odnalazł ich jeszcze w Paryżu. Jasnymi promieniami były także serdeczność i życzliwość, z którymi wszędzie się spotykali. Grupa jedenastu misjonarzy budziła też szczery podziw dla Kościoła w Polsce, podziw, że ten Kościół może „na raz aż tylu misjonarzy wysłać!”. To było miłe. Ze szczególną wdzięcznością będą też zawsze wspominać życzliwość, którą otoczono ich w Polskim Seminarium Duchownym na rue des Irlandais, gdzie otrzymali mieszkanie na czas pobytu w Paryżu.

Nasi bracia, Marceli i Sylwester, swoje „wakacje” we Francji spędzili w klasztorze karmelitów w Avon, gdzie skutecznie zaprawiali się do francuskiej mowy, przebywając wśród samych Francuzów.

Wieczorem 23 sierpnia nasi misjonarze wyruszyli pociągiem z Paryża do Rzymu, który był drugim i ostatnim etapem ich drogi do Afryki.

24-31 sierpnia – Bardzo pragnęli polscy karmelici-misjonarze polecić Bogu swoją misyjną wyprawę u grobów świętych Apostołów w Rzymie. Na grobach świętych męczenników, w katakumbach, w Koloseum chcieli prosić o umocnienie swej wiary. Głęboką i mocną wiarą musi być opromienione życie świadka Chrystusowego, jeżeli ma innych prowadzić do wiary.

Trudno powiedzieć, że zwiedzili Rzym. Nie można przecież tego uczynić w kilku dniach. Pragnieniom ich stało się jednak zadość. Mogli modlić się na wielu uświęconych miejscach. Dzięki życzliwości generalnego sekretarza misji karmelitańskich mogli także odwiedzić drogie sercu każdego Polaka Monte Cassino i pomodlić się u grobu św. Marii Goretti w Nettuno oraz na miejscu Jej męczeństwa w Ferriere.

Gorąco pragnęli przede wszystkim spotkać się w Rzymie z Ojcem Świętym i prosić go o szczególne błogosławieństwo dla swej apostolskiej pracy. Nie śmieli jednak marzyć o czymś więcej niż udział w ogólnej środowej audiencji. W czasie wakacji specjalne audiencje są przecież wstrzymane. Tymczasem, kiedy papież Paweł VI dowiedział się o tak licznej grupie misjonarzy, postanowił ich, przyjąć po audiencji ogólnej w środę 25 sierpnia. Co za radość! Ubrani w białe karmelitańskie płaszcze stanęli przed Ojcem Kościoła Katolickiego. Przynieśli ze sobą kopię jasnogórskiego obrazu podarowaną im przez Prymasa Polski. Wzruszającego spotkania z Ojcem Św. nie da się opisać. Zaniechano uroczystych przemówień. W swobodnej rozmowie z misjonarzami Papież dopytywał o teren ich przyszłej pracy, zachęcał do gorliwości, pobłogosławił kopię obrazu Częstochowskiej Pani, udzielił specjalnego błogosławieństwa misjonarzom, ich rodzinom, przyjaciołom, dobrodziejom i ludowi w Burundi. Na znak szczególnej z nimi łączności każdemu osobiście wręczył różaniec. To spotkanie z Następcą św. Piotra na rzymskiej stolicy biskupiej na zawsze pozostanie żywe w ich sercach.

Głęboko przeżyli także przyjęcie w Kongregacji Rozkrzewiania Wiary, gdzie podejmował ich 30 sierpnia sekretarz tejże Kongregacji, arcybiskup Bernardin Gantin, który miał pod swoją szczególną opieką misje w Afryce.

W ostatnim dniu swego pobytu w Rzymie spotkali się jeszcze z Generalnym Sekretarzem Synodu Biskupów ks. bpem Władysławem Rubinem.

Pożegnani uroczystym obiadem w Międzynarodowym Kolegium Karmelitów Bosych w Rzymie, gdzie znaleźli miłą gościnę na czas swego pobytu w Świętym Mieście, odjechali wieczorem na lotnisko Fiumicino.

1 września – Samolot miał odlecieć o godz. 23.45, lecz wskutek opóźnienia jego start nastąpił dopiero o godz. 0.27. Opuścili więc Europę dnia l września, by w tym samym dniu o godz. 6.30 lądować już na afrykańskim lądzie, na razie na lotnisku w Entebe. Stąd, innym już samolotem, dotarli na godz. 11.50 do stolicy Burundi, do Bujumbury. Znaleźli się nareszcie w ziemi, którą ukazał im Pan. Na lotnisku oczekiwał ich ks. bp Józef Martin i kilku Ojców Białych. Dalej, w buszu, oczekiwali czarni bracia, lud Burundi.

W tym samym dniu, po obiedzie, wyruszyli drogą nad brzegami jeziora Tanganika w kierunku Bururi. Nie chciało się pomieścić im w głowach, że to naprawdę oni znaleźli się nad brzegami tego pięknego jeziora, w sercu Afryki. Pytali w sercach swoich: Czy to naprawdę aż tu zaprowadziło nas powołanie Pana do życia zakonnego, do posługi kapłańskiej i wreszcie do posługi misyjnej? Dokąd jeszcze poprowadzi nas droga, która rozpoczęła się odpowiedzią na wezwanie: „Pójdź za Mną!” skierowane do nas przez Pana?

Na razie droga prowadziła w wysokie góry. Wieczorem znaleźli się w stolicy diecezji, na biskupstwie w Bururi. Tu, w kaplicy biskupiej, wspólnie z biskupem i księżmi, w otoczeniu sióstr Bene-Mariya, złożyli Bogu pierwszą na Czarnym Lądzie ofiarę Mszy św.

Byli zmęczeni długą podróżą. Długo jednak nie mogli zasnąć. Przez głowy i serca przesuwały się trochę pomieszane obrazy: z Polski, z Paryża, z Rzymu i te świeże – z Burundi – które dzisiaj chłonęli szeroko otwartymi oczami i sercem…

5 września – Niejeden już raz próbowali misjonarze opisać swoje pierwsze wrażenia ze spotkania z nową ojczyzną. Nigdy im się to w pełni nie udało. Ludzkie słowa okazują się tu zupełnie bezradne. Nie odmalują tego, co dzieje się w sercu misjonarza, który po raz pierwszy zobaczy uśmiech czarnego dziecka albo napotka zatroskane oczy matki żyjącej w Trzecim Świecie. Słowa nie wypowiedzą uczuć misjonarza, który spogląda na pierwszą umęczoną twarz czarnego mężczyzny albo na ręce i nogi pierwszego spotkanego na swej misyjnej drodze trędowatego. Tego nie można opowiedzieć, nie można przekazać tym, którzy sami tego nie przeżyli. Dlatego też nawet nie silę się na opisywanie pierwszych wrażeń naszych misjonarzy w Burundi. Nie to zresztą jest celem tej relacji. Mam podać tu tylko kronikę wydarzeń.

Zwiedzili biskupstwo, katedrę, szkoły, szpitalik dla trędowatych, magazyn diecezjalnego ekonomatu i różne warsztaty. To wszystko było dla nich nowe i pouczające. Wciąż jednak padało pytanie: „ale jak to jest na zwyczajnej misji, tam w buszu?” Zobaczyć to mieli później. Teraz uczyli się czytać i choć odrobinę rozumieć tekst drugiej modlitwy eucharystycznej. Postanowiono bowiem, że w niedzielę 5 września będą koncelebrować sumę w katedrze wraz z licznymi gośćmi, którzy zjadą do Bururi na uroczystość 10-lecia diecezji.

Suma o godz. 10.30 była rzeczywiście uroczysta, koncelebrowana przez bpa J. Martin, bpa Stanisława Kaburungu, przez około 30 kapłanów i przez polskich nowych misjonarzy. Bp Martin przedstawił ich ludowi jako wielki dar dla diecezji z okazji jej dziesięciolecia. Musiał wyjaśnić, że dar ten pochodzi z dalekiej Polski, której wiara jest żywa i której miłość chrześcijańska jest tak żywa, że przynagla do składania aż takich darów.

Po sumie odbyły się uroczystości na cześć biskupa na miejscowym stadionie: tańce regionalne, liczne przemówienia, tamtamy. W przemówieniach ministrów i władz miejscowych wyrażano wdzięczność dla bpa Martin za jego wielki wkład w rozwój tego zaniedbanego regionu kraju. Nie pominięto w przemówieniach radości z powodu przybycia do diecezji nowych misjonarzy z Polski. Zawsze zrywały się wtedy mocne i długotrwałe oklaski.

6 września – Odbył się w Bururi zjazd wszystkich księży i sióstr z całej diecezji. Nie wszyscy mogli przyjechać na uroczystość w niedzielę. Misjonarze z Polski zostali przedstawieni księżom i siostrom i w ten sposób włączeni w szeregi duchowieństwa pracującego w diecezji. Przy tej okazji bp Martin mówił długo i serdecznie o swojej „pielgrzymce” do Polski.

7 września – Siedmiu naszych misjonarzy wyjeżdża z Bururi do centrum języka kirundi w Muyange. Tylko siedmiu, bo dla czterech zabrakło miejsca. Pójdą na następny kurs. Na razie będą zapoznawać się z pracą misyjną w buszu. Br. Marceli został w pobliżu Bururi, w Seminarium w Buta. Br. Sylwester odjechał do Martyazo, O. Jan Kanty do Mabandy, a O. Teofil do Mpingi.

31 grudnia – Poznawanie trudnego języka kirundi to mozolna praca naszych misjonarzy w ostatnich miesiącach pierwszego roku ich misyjnej „przygody”.

Święta Bożego Narodzenia spędzili w Muyange. Czterej „z rozproszenia” spotkali się w Mpindze. Dzielili się wrażeniami, radowali listami i zainteresowaniem, jakie budzi ich misyjna wyprawa w rodzinnym kraju. Dziękowali też Bogu za to, że mogą w duchu i prawdzie powtarzać słowa Pana: „Posłał mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę…” (Łk 4, 18).

1 Karmelici Zakonem Misyjnym
2 Karmelici Bosi w Afryce
3 Przeszłość misyjna prowincji polskiej
4 Misja w Burundi
5 Kronika pierwszego roku misji w Burundi