Jak gdyby nigdy nic! – O. Jan Kanty Stasiński

2002r.

Ten mężczyzna i kobieta siedzieli sobie tuż obok – on palił papierosa, którego zwinął z liści tytoniu, ona siedziała obok i jadła słodkiego kartofla, dzieci nieopodal, łamiąc się ziemniakami, które jeszcze zostały upieczone na tym ogniu na ich własnym domu, ponieważ gdy się palił wrzucały kartofle
Mieliśmy gości z Rzymu: Ojca Karola Milewskiego i pięciu włoskich wolontariuszy, którzy przybyli do Burundi, by na stacji misyjnej MBUZA w pobliżu Musongati rozpocząć budowę kościoła i katechumenatu. W Bujumburze byli krótko, dwa dni, lecz przeżyli wiele! Wyszli, bez żadnych prawie obrażeń, z wypadku samochodowego, co do którego świadkowie uważali, że nikt żywy wyjść z niego nie powinien! Samochód z Musongati przewrócony i roztrzaskany na zdradliwym skrzyżowaniu, na którym prawie co tydzień zdarzały się różne wypadki. Podziwiałem przytomność O. Kamila, który był przy kierownicy i także jego zrównoważenie po wypadku. Jestem też pełen uznania dla tych naszych włoskich gości, dla ich opanowania i spokoju w tej bardzo niemiłej sytuacji. Nazajutrz po wypadku udali się do Musongati i kontynuowali swój program, rozpoczynając prace przy budowie jak gdyby nigdy nic!

Mieliśmy też inne rozrywki z naszym domu! W niedzielę 3 lutego wieczorem, gdy Ojciec Jan Franciszek i Bracia byli w kaplicy na modlitwie (ja byłem nieobecny, w Musongati) przez niedomkniętą bramę weszli uzbrojeni ludzie (pięciu albo czterech żołnierzy i jeden cywil). Sterroryzowali nocnego stróża jak też wszystkich obecnych w kaplicy, każąc im położyć się na ziemi. Żądali pieniędzy. Ojciec Jan Franciszek dał im pieniądze jakie miał, będąc ekonomem domu. Nie starczyło to jednak i chcieli włamać się do mojego pokoju w poszukiwaniu innych pieniędzy. Jednakże bardzo dzielny stróż wyrwał się spod lufy karabinu i uciekł na ulicę, krzycząc na całe gardło. Złoczyńcy przerażeni zabrali się do odwrotu, zabierając zauważony stary komputer (jeden z tych podarowanych nam przed dwoma laty w Polsce dla Musongati) oraz zabierając nasz samochód. Samochód odzyskaliśmy nazajutrz, porzucony na przedmieściu, tuż przy koszarach. Jednak ograbiono go z czego się dało: koła, lusterka, migacze itp. Ponieważ marka samochodu HYUNDAY nie jest tutaj zbytnio znana, dlatego trudno znaleźć te części używane, a nowe kosztują zawrotne ceny. Ciągle poszukujemy tych części i już parę tygodni korzystamy z samochodu dostawczego pożyczonego nam przez Ojców z Musongati. Przed tygodniem odzyskaliśmy zrabowany komputer, płacąc niezbyt wielką sumę policji za ich skuteczną akcję, choć ja bardzo mocno podejrzewam, że ta policja działa w zmowie ze sprawcami napadu, a oddali komputer, gdyż nie wiedzieli co zrobić z prawie zupełnie nieznanym tutaj typem komputera MacIntosh.

Poza tymi rozrywkami życie nasze toczy się nadal normalnie. Dla mnie sprawą pierwszoplanową jest praca w seminarium. Bardzo byłem zajęty w czasie sesji egzaminacyjnej. Na pierwszym roku 80 studentów, na drugim blisko 60!