Wzruszający chrzest dorosłych – O. Jan Kanty Stasiński

5 maja 1996 r.

W Wielką Sobotę w Musongati ochrzciłem 164 katechumenów (którzy do chrztu przygotowywali się przez pięć lat katechumenatu: dwa razy w tygodniu po dwie godziny nauki religii).

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Kochani!

Po bardzo długiej przerwie odzywam się do Was. Jednakże nie sądźcie, że nie pamiętałem o Was w tym czasie. Ciągle noszę Was w mym sercu i w pamięci, i ta pamięć jest dla mnie wielką radością i pomocą!

W Wielką Sobotę w Musongati ochrzciłem 164 katechumenów (którzy do chrztu przygotowywali się przez pięć lat katechumenatu: dwa razy w tygodniu po dwie godziny nauki religii). Inni Ojcowie chrzcili katechumenów w Gakome i w Shanga. Chrzest udzielany dorosłym jest dla mnie zawsze wielkim duszpasterskim przeżyciem. (Chrzest dzieci też, choć w trochę inny sposób!). Jest wzruszające jak ludzie, czasem już bardzo podeszli w latach, po pokonaniu różnych trudności i po bardzo wielkim wysiłku ukończenia katechumenatu, promieniują szczęściem w chwili otrzymania łaski, czyniącej z nich Dzieci Boże i Dzieci Kościoła!

Pamiętam, że pisałem kiedyś jak przed udzieleniem chrztu św. ludziom dorosłym istnieje konieczność dokładnego zbadania sytuacji rodzinnej i małżeńskiej katechumena. I pamiętam, że ktoś z Was pytał o cel takiego „dochodzenia”, skoro chrzest wyrównuje przecież wszelki nieporządek w sercu człowieka. Otóż nie chodzi o to, by naszymi ludzkimi zabiegami uzupełniać niejako skuteczność tego sakramentu, ale o to, by ten chrzest nie był jakimś zaaprobowaniem sytuacji niesprawiedliwości. Wbrew temu, co czyta się czasem u różnych „huraoptymistycznych” autorów, poganie nie wszyscy są bardzo świętymi ludźmi. A przyjęcie chrztu wymaga czasem całkowitego „przemeblowania” ich życia. (Tutaj chciałbym z naciskiem podkreślić, że daleki jestem od lekceważenia dobra i szlachetności, którymi zadziwiają niekiedy ludzie nie znający jeszcze Chrystusa!).

Żyje jeszcze w Burundi pierwszy arcybiskup Andrzej Makarakiza, obecnie podeszły w latach, schorowany i będący na emeryturze. Otóż kiedyś Arcybiskup ten opowiadał o chrzcie swojego ojca, który był „wielkim szefem” (po naszemu mówiąc „księciem”) i bardzo wpływowym, znanym w kraju i bogatym wielożeńcą. Opowiadał ten Arcybiskup, jaką nieprawdopodobnie wielką zmianą w życiu tego człowieka był fakt przyjęcia chrztu św., jak on sam widział niesprawiedliwość i grzeszność swojego poprzedniego życia, jak przed przyjęciem chrztu podjął decyzję naprawy zła, naprawy niesprawiedliwości, w mierze w jakiej to jeszcze było możliwe. Mam nadzieję otrzymać krótkie wspomnienie na piśmie tego Arcybiskupa o swoim ojcu. Gdy otrzymam, obiecuję podzielić się z Wami.

Wracam do Wigilii Paschalnej. Jak zawsze, a może bardziej niż zwykle, przeżyłem chrzest owych katechumenów. Proszę Was, Kochani, módlcie się ze mną, by wytrwali w wierności Chrystusowi! Nazajutrz, w Wielkanoc ochrzciłem pięćdziesiąt i jedno dziecko. Wiele z tych maleństw było dziećmi poprzedniego dnia ochrzczonych rodziców. Niektóre miały już po trzy, cztery a nawet pięć lat. Nie mogły być ochrzczone wcześniej „na konto” rodziców, którzy nie byli jeszcze chrześcijanami.

Gdy mowa o chrzcie św., to warto może zaznaczyć, że notuje się u nas w Musongati największą w diecezji (Ruyigi) ilość chrztów dorosłych. I jesteśmy jedyną misją, gdzie ilość dorosłych chrzczonych w ciągu roku przewyższa ilość ochrzczonych dzieci. Dla przykładu: w roku 1994 (którego statystykę mam przez oczami) ochrzciliśmy 508 dzieci rodziców chrześcijańskich i 618 dorosłych czy młodzieży, którzy do chrztu przygotowywali się katechumenacie.