Burundi na kolanach

Sformułowanie „na kolanach” można opacznie zrozumieć. To prawda, że burundyjczycy to nabożni ludzie a katolicy klękają przed Najświętszym Sakramentem, ale w tytule chodzi mi bardziej o ekonomiczny upadek Burundi, jednego z najuboższych krajów świata.
Skorumpowany rząd katolickiego prezydenta, krok po kroku prowadzi kraj na skraj przepaści. Kraj o minimalnej produkcji eksportowej, odcięty od międzynarodowych funduszy pomocowych przez ekonomiczne embargo, zapada się w strefę poza dewizową. Korupcja o skali mafijnej nie pomaga w wyjściu z impasu, gdzie junta wojskowa wzięła kraj na zakładnika. Długotrwały brak paliwa w kraju tłumaczy się brakiem dostępu do dolara. Choć to z pewnością nie jedyna, a może nawet nie podstawowa przyczyna kryzysu paliwowego.
Brak nauczycieli w szkołach, ambulansów w szpitalach, autobusów na przystankach. To tylko pierwsze myśli, które przychodzą mi do głowy słuchając historii ludzi, którzy próbują na kolana nie upaść, ale stać dumnie wyprostowani. Choć ostatnie ogłoszenie parafialne w stołecznej katedrze, mówi wiele. Otóż, proboszcz prosi parafian, by walcząc w kolejkach o kilka litrów paliwa do własnych samochodów, nie zapomnieli o agregacie prądotwórczym w katedrze. Prosił, by przynosili w plastikowych butelkach po wodzie ostatnie litry ropy. Bowiem, wieczorne msze przy częstym braku prądu w stolicy są zagrożone.
By dalej udawać greka, miejska administracja zakazała samochodom ustawiać się w kolejkach przed stacjami paliwa, gdy nie jest ono właśnie tam dystrybuowane, po to by obniżyć wrażenie chaosu w mieście. Przebiegli mieszkańcy ustawiają więc samochody zamiast wzdłuż jak w normalnej kolejce, w poprzek, w pozycjach parkowania, tworząc kilometrowe parkingi przy stacjach, gdzie ktoś puścił plotkę, że kolejnego dnia będzie paliwo.
Kolejne genialne rozwiązanie, by wyjść ludziom na przeciw, to zakaz kupowania paliwa w sąsiadującym Kongo. Typowy pies ogrodnika – sam nie zje i drugiemu nie pozwoli. A może wręcz odwrotnie – mafia rządząca krajem nie pozwoli sobie na słaby punkt w systemie i nie pozwoli sobie na najmniejszy upływ zarobku, gdzie indziej niż do kieszeni Ojca Chrzestnego.
Choć kryzys trwa od lat, to piszę to dzisiaj zbulwersowany kolejnymi konsekwencjami złodziejskiego systemu. Umiera nam na rękach 38-letni mężczyzna, ojciec kilkorga dzieci, mąż ciężarnej żony w trakcie budowy domu w naszej nowej pigmejskiej wiosce Jutrzenka. A umiera tylko dlatego, że pogotowie niemiało 10 litrów paliwa, by odwieźć go do szpitala w Bujumbura.
Drugim powodem dlaczego piszę te słowa dzisiaj to fakt, że na dzisiaj katolicki prezydent zwołał narodowe modły dziękczynne za 4 lata jego oświeconych rządów w kraju mlekiem i miodem płynącym. Gdy ludzie umierają z głodu, on dziękuje Bogu za całe bogactwo i sukces kraju. Na kolanach wraz z żoną, bardziej wiceprezydentem niż pierwszą damą. Razem z rozmodlonymi minami i flagą w rękach zmuszają wszystkich przywódców by im błogosławili. On w czerwonym kostiumie, a wokół wszystkie możliwe denominacje chrześcijańskie i nie tylko. To starotestamentowi nadworni prorocy króla…

Podobnie jak upadek na kolana ma tu podwójne znaczenie, tak i powstanie z kolan, też powinno mieć podwójny wymiar:
Po pierwsze prezydent niech w końcu wstanie z kolan, by zamiast naigrywać się z wiary przez jej ostentacyjne manipulowanie, a nam katolikom przynosił wstyd, niech zakasze rękawy do pracy i pozbędzie się złodziei z administracji. Po drugie, by ludzie upokorzeni korupcją i niesprawiedliwością mogli w końcu stanąć wyprostowani, by móc uczciwie pracować na swój chleb i w wolności i wdzięczności za życie, w końcu mogli klęknąć, by Bogu podziękować za cud. Bo uratować nas może już tylko cud.

Święty Józefie, módl się za Burundi.

Maciej Jaworski, ocd Bujumbura