Listopad 2003 r.
Jeśli o. Fryderyk wyjeżdża to pamiętajcie, że jak uboga wdowa, która wrzuciła najwięcej, bo wrzuciła wszystko co miała, tak również i on powinien rzucić wszystko, co ma, czyli oddać siebie Bogu. Misjonarz wyjeżdżając nie wie, co go spotka, ale wie że gdziekolwiek będzie, to będzie w rękach Bożych
Czy Bogu Ojcu było tak źle w Niebie, że już nie miał, co robić? Że przyszedł i posłał Swego Syna na ziemię? Czy brakowało Mu czegoś? Czy był nieszczęśliwy? Czy do pełni miłości potrzebował nas i całego świata, który stworzył? Na pewno nie. I w tym przejawia się właśnie tajemnica tego posłania, tej misji. Z powodu swojej miłości pragnął abyśmy My również Go poznali, abyśmy w Niego wierząc, mogli Go pokochać i służąc Mu, dostąpić tej samej szczęśliwości i radości. Dlatego też o. Fryderyk podejmując tę misję – jest to też jego następny etap powołania – nie podejmuje jej sam, ale zostaje posłany przez Jezusa, zostaje posłany przez Kościół i również wy w tym posłaniu uczestniczycie przez modlitwę i wypełnianie swojej własnej misji.
I musimy sobie jasno powiedzieć, że bez wiary nie można zrozumieć tego, co wasz ziomek dzisiaj robi? Bo co mu się stało? Wszystko przecież tu ma. I ludzi, którzy go kochają i pracę. Może sobie spokojnie ułożyć życie i to całkiem wygodnie. Nawet, jeśli składa ślub ubóstwa. A teraz coś mu się stało, że jedzie do Afryki, do Rwandy, która swoim poziomem ekonomicznym daleko odbiega od Polski czy Ukrainy. I jeżeli patrzymy na to wydarzenie tylko od strony ludzkiej to nie zrozumiemy tego, co się dzieje między nim a Bogiem, co dzieje się w jego sercu. Gdyby misjonarz sam siebie posyłał, to długo by nie wytrzymał. Natomiast, jeżeli otrzymuje Krzyż Misyjny tak jak stało się to w jego przypadku 1 października, to nawet gdy przyjdą ciężkie chwile, a przyjdą; nawet jeśli przyjdą smutne i pełne pytań chwile pytając: czy wato było? Po co? I właściwie, jaki sens? Gdzie te owoce? A owoców może nie być. To wtedy jedyną siłą, która mu pomoże przetrwać wszystko i iść do przodu jest Krzyż Misyjny, którym Jezus dzieli się z nim. Posyła go tam, gdzie są o wiele bardziej potrzebujący i biedniejsi od nas w Polsce. W niektórych miejscach ludzie nie mieli Mszy św. od wielu już lat. Zbierają się w kościele, modlą się świeccy o to, żeby jakiegoś dnia misjonarz przyjechał i odprawił Mszę św., jedną jedyną.
Wtedy zostaje w tabernakulum Komunia święta, hostie każdej niedzieli katechiści rozdzielają tak długo dopóki wystarczy. Opowiadał mi jeden z katechistów, że gdy już było na dnie kielicha kilkadziesiąt komunikantów, a kilka tysięcy ludzi. Wiecie, co on mówił: ojcze serce mi się krajało i mówiłem. Boże, żebyś sprawił rozmnożenie chleba. Tyle razy ci się to zdarzało, niech ci się zdarzy i tutaj, ale rozmnożenie się nie dokonało, więc dzieliłem i po odrobince składałem na ręce i ludzie językiem zbierali tą okruszynkę Ciała Pańskiego, ponieważ była to ostania komunia. Potem została tylko modlitwa i oczekiwanie. O wiele bardziej niż my potrzebują.
Modląc się za o. Fryderyka módlcie się dla niego o dwie rzeczy: 1) żeby mu nie zabrakło wiary, żeby był wierzącym kapłanem, żeby był ciągle blisko Boga i chciał mu służyć, żeby wierzył ze Bóg jest z nim, ze Bóg go posłał, ze nie sam sobie to wymyślił i że nie musiał, ze nikt mu nie kazał, lecz że Bóg go wybrał i namaścił. Żeby wierzył w swoją misję powołanie. 2) Aby kochał ludzi, do których jest posłany żeby nienawiść i zło i gniew nie wzięły góry nad miłością, bo po to jest posłany żeby być świadkiem miłości Bożej tam wśród tych ludzi. I powiem Wam, że tego właśnie ludzie najbardziej potrzebują. Nawet nie tyle wzniosłych słów wielkiej Ewangelii, lecz tego żeby kapłan był blisko nich, żeby był z nimi, żeby ich rozumiał, żeby ich słuchał, żeby był dla nich świadkiem Boga i jego życzliwości. Tego oczekują. Jeśli to znajdą, to znajdą brata w kapłanie. A misjonarz powinien być bratem tych, do których zostaje posłany. I niekiedy bywa, że płyną na jednej łódce i dzielą ubóstwo, różne cierpienia. Razem w jedności. Jeśli o. Fryderyk wyjeżdża to pamiętajcie, że jak uboga wdowa, która wrzuciła najwięcej, bo wrzuciła wszystko, co miała tak również i on powinien rzucić wszystko, co ma, czyli oddać siebie Bogu. Misjonarz wyjeżdżając nie wie, co go spotka, ale wie że gdziekolwiek będzie, to będzie w rękach Bożych. Tak jak Jezus umierając powiedział: w Twoje ręce powierzam swojego ducha, tak również i misjonarz wszędzie gdziekolwiek jest, jest w ręku Bożym i Bóg go przeprowadzi przez wszystko. A modlitwa wasza pobiegnie za nim. Ci, bowiem którzy go kochają modlą się. A gdy się modlą i gdy jednoczą swoje serca z Bogiem, Bóg go wspomaga, bez jego wiedzy i bez jego nawet świadomości będzie tylko odczuwał, że jest otoczony modlitwą. Modlitwa jest taką anteną satelitarną, która łączy dwa odległe od siebie zakątki świata. I jeśli chcecie mu pomóc to nie tylko o modlitwy chodzi, ale o zjednoczeni z Bogiem, o bliskość oto żebyście żyli w łasce i spełniali swoją misję. Każdy, bowiem w swoim życiu ma swoją własną misję. On idzie po swojej drodze, wy musicie iść po swojej. Ale jednych i drugich łączy Bóg.
Kazanie o. Jana Krawczyka misjonarza, wygłoszone w Słopnicach,
w parafii rodzinnej o. Fryderyka na Mszy św. pożegnalnej.