Kości zostały rzucone – O. Fryderyk Jaworski

Listopad 2003 r.

Pierwszym i najważniejszym terenem misyjnym na obecnym etapie mojego afrykańskiego i zarazem misyjnego raczkowania jest teren mojego serca. Zapewne pozostanie ono do końca sercem białego Europejczyka, Umuzungu, ale musi być ono na wskroś ewangeliczne.

Pozdrawiam Was wszystkich bardzo gorąco z samego serca Afryki, z karmelitańskiej placówki misyjnej w Gahunga, w Ruandzie. Obecnie, kiedy za sprawą łaski Bożej, kości zostały rzucone i podjąłem ostateczną decyzję i wylądowałem na dobre na afrykańskim lądzie. Dziękuję Bogu za ten czas trzech tygodni, który został mi tutaj dany. Jest to czas dostrzegania, odkrywania i kontemplowania piękna otaczającej mnie przyrody, w której tak bardzo naturalnie wpisany jest mój czarny afrykański brat, żyjący z przyrodą w najgłębszej harmonii. Parafia w Gahundze położona jest u podnóża urokliwego wulkanu, Muhabura (4.100 m. n.p.m.), który oczarowuje i fascynuje swoim pięknem, parafia liczy około 16 tys. parafian. Jest do bardzo dynamiczna placówka misyjna. Niedzielna Eucharystia, która trwa co najmniej 2 godz. jest dla mnie bardzo cenną lekcją teologii i liturgii. W moich afrykańskich braciach i siostrach dostrzegam wiele spontaniczności i radości. Nieuchronnie nasuwa mi się pytanie o źródło tej mocy i dynamiki. Mimo tak trudnych warunków życia, mimo ciągłej niepewności i zagrożenia, które są tutaj wszechobecne, zachowali w sobie taką spontaniczność, zaufanie i radość życia. Wracam myślami do mojej ostatniej parafii w Paryżu i oczyma wyobraźni widzę tamtejszych parafian, którym przydałaby się taka lekcja spontaniczności i radości. Tak naprawdę byłaby ona potrzebna niemal całej chrześcijańskiej Europie, kapłanom i świeckim, aby spotykając Chrystusa w Eucharystii, umieli się Nim zachwycić i autentycznie rozradować w Duchu. Wtedy prawdopodobnie uczestniczylibyśmy w liturgii z większym zaangażowaniem, wyrażając radość serca śpiewem i postawą głębokiego zasłuchania w Słowo Boże. Wtedy nawet trzygodzinna Eucharystia nie byłaby dla nas czymś nudnym i niezrozumiałym, ale byłby to czas uwielbienia Stwórcy i oddania Mu należnej czci.

Kochani! Te moje pierwsze spostrzeżenia i refleksje nie mają zbyt wielkiej wartości, bowiem potrzeba mi wiele czasu, abym potrafił trafnie zanalizować i ocenić tutejszą sytuację. Tak naprawdę pierwszym i najważniejszym terenem misyjnym na obecnym etapie mojego afrykańskiego i zarazem misyjnego raczkowania jest teren mojego serca. Zapewne pozostanie ono do końca sercem białego Europejczyka, Umuzungu, ale musi być ono na wskroś ewangeliczne. W przeciwnym razie niewiele mogę dać moim czarnym Braciom. Zanim to jednak nastąpi, muszę bardzo wiele się nauczyć i nie mam wcale na myśli tylko i przede wszystkim miejscowego języka Kinyarwanda czy Kirundi, ale myślę raczej o innym języku, o wiele trudniejszym, o języku miłości, który rozumiany jest wszędzie. Myślę o przyjaznej solidarności z tymi, których los nie oszczędza, myślę po prostu o serdecznym uśmiechu, gdyż, jak to kiedyś powiedział jeden z moich współbraci mały uśmiech białego, ociera wielkie łzy czarnego. Takie są pierwsze, a zarazem najważniejsze i najskuteczniejsze środki ewangelizacyjne Afryki, jakimi dysponujemy. Zresztą, mają one charakter uniwersalny i należałoby sobie życzyć, abyśmy i w Europie posługiwali się nimi jak najczęściej. Wbrew pozorom posługiwanie się tymi środkami nie jest rzeczą łatwą. Zapewne z praktycznego punktu widzenia o wiele prościej byłoby zorganizować jakąś dostawę żywności czy odzieży. Oczywiście, jak mówi Jan Paweł II, te dwie rzeczy muszą iść ze sobą w parze, zwłaszcza tutaj, na trochę zapomnianej przez świat ziemi afrykańskiej. W Afryce potrzeba stosowania Ewangelii w konkrecie życia jest bardzo odczuwalna. Czyż można głosić Chrystusa na tym ogromnym kontynencie zapominając, że jest on jednym z najuboższych regionów świata? Czyż można nie brać pod uwagę przepełnionej cierpieniem ziemi, na której tyle narodów wciąż zmaga się z głodem, wojnami, konfliktami rasowymi i plemiennymi, brakiem politycznej stabilności, łamaniem praw człowieka? To wszystko stanowi wyzwanie dla ewangelizacji (EA, 51).

Jako chrześcijanie czujemy się solidarni z naszymi czarnymi Braćmi i Siostrami w wierze. Praktycznie każdy z Was, czytając to misyjne pisemko, wyraża na różne sposoby swoją solidarność nie tylko z karmelitańskimi misjonarzami Afryki, ale przede wszystkim z Waszym ubogim i potrzebującym Czarnym Bratem, którego wielkie i pełne ufności oczy zdają się prosić i przypominać, abyś nie zapomniał o Nim, abyś wziął sobie do serca jego los i abyś prosił dla niego o łaskę u Pana. Dziękuję na koniec tym wszystkim, którzy dołożyli wszelkich starań w przygotowaniu mojego wyjazdu na misje. Dziękuję współbraciom z naszego Sanktuarium w Czernej za zorganizowanie Eucharystii pożegnalnej, współbraciom z Krakowa za zorganizowanie Euchrarystii z okazji uroczystości Św. Teresy od Dzieciątka Jezus, w czasie której przyjąłem z rąk Ks. Bp. Gerarda Bernackiego Krzyż misyjny. Przesyłam gorące pozdrowienia i podziękowania mojej Mamusi i rodzeństwu wraz z ich rodzinami oraz całej mojej rodzinnej parafii Słopnice Górne na ręce Drogiego Ks. Proboszcza, Antoniego Węca, który włożył całe swoje serce w przygotowanie Eucharystii pożegnalnej i okazuje nieustannie wielkie zrozumienie i miłość dla misji afrykańskich. Pozdrawiam Was wszystkich bardzo serdecznie, proszę i dziękuję z góry za Wasze modlitwy i wszelkiego rodzaju gesty solidarności z misjonarzami Burundi i Ruandy. Niech cale moje podziękowanie i wdzięczność wyrazi ruandyjskie życzenie: MUKARAMA, IMMANA IKULINDE! Obyście długo żyli i oby Was Bóg strzegł i zachował!

Ku Imana! Adieu! Żegnajcie!
Z braterskim pozdrowieniem
O. Fryderyk od Matki Pięknej Miłości