Rwanda – Butare, 3 lipca 1996 r.
Ubgidza uri ku mutima. Uroda człowieka jest w jego sercu – mówi afrykańskie przysłowie. I ból i cierpienie człowieka też jest w jego sercu. I po to przyjechałem do Rwanda aby swoje serce leczyć u Jezusa, u Maryi. I umocniony bym leczył powojenne rany serc moich Sióstr i Braci balsamem miłości. Pomagajcie mi w tym. Nie zdrowi, ale chorzy potrzebują lekarza.
Bracie i Siostro!
Widzę Cię i pozdrawiam Imieniem Jezusa i Maryi. Rwanda mój drugi kraj misujny po Burundi. Mój misyjny kraj po wojnie. Rwanda, kraj 1000 wzgórz, 1000 okaleczeń i kłopotów. Kraj 1000 przebaczeń. W sercu Afryki, w Kigali wylądowałem z moim Abba, z moim o. Teofilem w poniedziałek 1 lipca pod osłoną nocy. Po wyjściu z lotniska przywitał mnie duży księżyc, przywitała mnie moja Mama Helena. Patrzy na mnie z nieba w nocy i za dnia. Gdy kładę się spać w mojej misyjnej celi i gdy przerazi mnie nieraz szelest jaszczurki, Mamie polecam się. Taka jest misja naszych Mam w niebie: Troszczyć się o swoje dziecko na ziemi. Zdarzają się nocne napady. Można stracić życie nie za wiarę ale za pieniądze. Rwanda pod osłoną nocy robi wrażenie jakby się tu nic nie stało. A nawet za dnia nie widać tej tragedii z przed dwóch lat. Zgliszcza zarosły trawą i nawet stepowe kwiaty zakwitły. Ptaki śpiewają przy zachodzie i w promieniach wschodzącego słońca. Zaś kolorowe i lśniące koliberki kołyszą się w kielichach kwiatów. Szukają delikatesowego pożywienia. Nasz klasztor pod wezwaniem Matka Karmelu jak przed wojną, tak i po wojnie jest oazą pokoju. Nikt tu nie zginął. Nasze stare śmieci rozniosła zawierucha wojenna. Przywiozłem trochę nowych śmieci ok. 60 kg. Czekają ludzie na Różaniec, na koc, na grosz na… Czekają na serce Misjonarza. Wiedzą, że jest to najcenniejszy dar, dar serca. Ubgidza uri ku mutima. Uroda człowieka jest w jego sercu – mówi afrykańskie przysłowie. I ból, i cierpienie człowieka też jest w jego sercu. I po to przyjechałem do Rwanda aby swoje serce leczyć u Jezusa, u Maryi. I umocniony bym leczył powojenne rany serc moich Sióstr i Braci balsamem miłości. Pomagajcie mi w tym. Nie zdrowi, ale chorzy potrzebują lekarza. Każdy z nas, a jest nas 5,5 mld. na ziemi, potrzebuje Jezusa, potrzebuje Matki – Maryi. Serce Człowieka od bram Raju aż do dziś dnia nieustannie jest kaleczone. Kiedy krwawi, kiedy boli, kiedy się buntuje, nie bój się wtedy mówić sobie i innym: Jezus mnie kocha, Jezus Cię kocha. Siostro i Bracie na pielgrzymce Bóg pozwolił nam odkryć jeden drugiego. Św. Teresa Mała sprawiła, że staliśmy się Pielgrzymami i Misjonarzami. Czuję to gdy w tej chwili piszę. Jest to nie tylko chrześcijańska przyjaźń ale chrześcijańskie poświęcenie, oddanie serca Bogu i Bliźniemu, Temu z kamienicy, Temu zza miedzy, Temu z Kościoła, temu z ulicy i z pracy. Każdy misjonarz ma dodatkowy dar – charyzmat. O. Teofil powrócił do kwiatów (uprawia i pielęgnuje) a ja powróciłem do kuchni. Jadąc do klasztoru – Butare, kupiłem 1 kg mięsa na rosół z okazjo przyjazdu. W Polsce dowiedziałem się, że papaina, a papaje )owoce u nas rosną, powoduje kruszenie mięsa. Mięsa na rosół okazało się twarde – wiekowa krowa. Pomyślałem o papainie. Poszedłem do ogrodu i zerwałem dwa liście. Polizałem i uznałem, że nie palą ani nie są gorzkie. Włożyłem do garnka. Nie wiele to pomogło i zaszkodziło dla rosołu. Rosół gorzki i cierpki. A że lane ciasto się udało, to zjedliśmy. To co zostało wieczorem rozpuściliśmy wodę i rosół odgrzany okazał się lepszy i łagodniejszy. Całe życie się człowiek uczy. Dwa razy mieliśmy pierogi z borówek (czarne jagody leśne). Przywieźliśmy te owoce z Ojczyzny.
Na razie kończę bo idę na Anioł Pański i na obiad. Smacznego! Powracam do Was po południu. Dzieli nas tylko ok. 9 tysięcy kilometrów w linii prostej. U nas rozpoczęła się pora sucha. Jeszcze nie jest całkiem sucho ani gorąco. Na nasz przyjazd popadało. Temperatura w nocy +180 a za dnia 240 w cieniu. Obiad był europejski: zupa z zielonego groszku, ziemniaki i kapusta z wody, wołowina w sosie (raczej do zmęłcia niż do gryzienia), na deser papaj, banan. Jak widzicie jedzenie i klimat nie wiele się różni od naszego w Polsce.
To co mnie męczy to to, że staję przed człowiekiem i nie mogę mu po ludzku wiele pomóc ani mu wytłumaczyć. Nie ma recepty na lek przeciwbólowy. Na cierpienie nie ma lekarstwa. Wtedy milczę i zaczynam mówić o Jezusie. I tu się zaczyna moja misja w Rwandzie, wszędzie gdzie się znajduję. To Jezus leczy ból i leczy cierpienie. Chcieć wszystkich uleczyć i nakarmić to pokusa, której doświadczył Jezus, gdy pościł: spraw aby kamienie chlebem się stały. Bogiem chcesz być, powiedziała mi Mama, gdy chciałem Wszystkim pomóc i wszystkich uszczęśliwić. Pan Jezus Bogiem był a życia ludziom nie zmienił. Powiedziała mi mama. To co nam Jezus daje to siłę i miłość aby cierpienie znosić i z Nim je przeżywać.
Jezus sam cierpiał i bolał. W swoim cierpieniu, opuszczeniu modlił się do Ojca w niebie. Dał nam przykład. W całym moim powrocie do Rwandy towarzyszy mi Jezus ze swoim Słowem. Gdy opuszczałem Ojczyznę (30 czerwca) przypomniał mi Jezus, że jadę jako jego uczeń i apostoł (Mt 10, 26-33). Nie jestem na kontrakcie ale na służbie. Tej służby doświadczyłem gdy odprawiałem Mszę św., gdy dawałem ludziom Jezusa w Komunii Św., gdy spowiadałem i mówiłem: Jezus Cię kocha. (Niedziela 14zwykła).
Moi Drodzy! Moim i Twoim powołaniem jest dawać Jezusa. Jezus każe mi dotknąć ran drugiego człowieka, wzywa bym był wierzący. To znaczy Jezus chce bym dotykając zranionego serca człowieka zobaczył Jezusa i bym w moim Bracie i siostrze zobaczył Jezusa żywego. To Jezus jest lekarzem. Przyjdźcie do mnie wy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście – wojną, żalem, chęcią odwetu a ja Was pokrzepię. Po to mamy klasztor – dom rekolekcyjny aby krzepić ludzi Chrystusem, aby z nim przychodzić do matki Maryi. Ludzie, którzy się jednoczą potrafią na rękach słonia unieść. Mądrość ludowa Afryki. Beze mnie nic uczynić nie możecie – mądrość Jezusa. Łączmy się z Jezusem i między sobą aby nas Jezus a my z Tobą Jemu przenosili ludzi z tej ziemi do nieba.
Z serdecznym błogosławieństwem Wasz misjonarz
Br. Bartłomiej – Bartek