Bujumbura, 20. 03. 2000 r.
Ksiądz proboszcz Venusti opuścił KARINZI rok temu, rebelianci i żołnierze oskarżyli go o współpracę z wrogami. Tam też rok temu zginęła misjonarka. Najechała na minę, którą rebelianci przygotowali na żołnierzy. Księża boją się tam jechać. Żal mi było parafian pozostawionych jak owce bez pasterza. Obiecałem, że pojadę do KARINZI.
Jezu, ufam Tobie !
Długo będę pamiętał moją wyprawę misyjną do parafii KARINZI, oddalonej od Bujumbura o 35 km. Spotkałem Karola, murarza z tej parafii, prosił mnie żebym odwiedził tĘ parafię, bo już od dwóch miesięcy nie było tam kapłana. Ksiądz proboszcz Venusti opuścił ją rok temu, rebelianci i żołnierze oskarżyli go o współpracę z wrogami. Tam też rok temu zginęła siostra misjonarka ze Zgromadzenia Scheenstatt. Najechała na minę, którą rebelianci przygotowali na żołnierzy. Księża boją się tam jechać w okolice KARINZI. Żal mi było parafian pozostawionych jak owce bez pasterza. Obiecałem, że dnia 4 marca pojadę do KARINZI. Najpierw poprosiłem księdza biskupa Szymona o pozwolenie na wyjazd w tereny niebezpieczne. Ksiądz Biskup zgodził się, ale kazał mi się dowiedzieć od żołnierzy, jaka jest sytuacja, czy jest bezpiecznie.
Wybrałem się więc po obiedzie, w sobotę o godz. 13. 00. Pojechał ze mną nasz stróż Odifaks, który zna drogę i chciał odwiedzić znajomych. Po drodze pytałem żołnierzy, jaka jest sytuacja, czy mogę dalej jechać. Rano otrzymałem telefon od wójta z Karinzi, który zapewnił mnie, że w parafii jest bezpiecznie i że parafianie na mnie czekają. Po godzinie jazdy w górach dotarliśmy szczęśliwie do KARINZI. Ledwo zatrzymałem się przed kościołem, usłyszałem bicie dzwonu, na znak, że ksiądz przyjechał i będzie spowiadał. Prosto z samochodu poszedłem do kościoła, gdzie ludzie w długich kolejkach czekali na spowiedź. Do samego wieczora, czyli do godz. 18. 00 spowiadałem, a potem błogosławiłem jeden związek małżeński. Pytałem ich o obrączki, nie mieli gdzie kupić. Nie można ich nigdzie dostać. Wieczorem, po pracy przyszli przedstawiciele tutejszej władzy, aby mnie powitać. Byli to: sołtys, dyrektor Liceum i Komendant tutejszej grupy żołnierzy.
W niedzielę przed godziną 7. 00 zjadłem śniadanie, aby zaraz iść do kościoła., bo już wierni czekali w kolejkach na spowiedź. Sergio, katecheta odpowiedzialny za parafię ustalił, że będzie jedna Msza św., abym mógł jeszcze dłużej spowiadać. Ludzie nie spowiadali się od kilku lat, ale ich spowiedzi były budujące. Nawet na Boże Narodzenie w 1999 roku, nie mieli ani księdza, ani Mszy św. W niedzielę 5 marca odprawiłem Mszę św., przed kościołem, aby wszyscy wierni mogli uczestniczyć, ci z bliska i ci z odległych wiosek. Msza św. była bardzo uroczysta, z tańcami i z procesją. Pod koniec Mszy św., w miejscu ogłoszeń parafialnych były podziękowania za przybycie kapłana i prośba, by tu jeszcze został z nimi. Miałem wracać w niedzielę do domu, ale tak bardzo mnie prosili, że zostałem do poniedziałku. W poniedziałek przyszło dużo ludzi na Mszę św., na godzinę 6. 30. Powiedziałem im: Przyszliście tak licznie na Mszę św. jak w niedzielę. Dziś was jest więcej niż w Musongati w niedzielę na Mszy św. W czasie Mszy św. ochrzciłem 51 małych dzieci, a po południu znów spowiadałem do wieczora. Proszono mnie też do chorej kobiety. Powiedziała mi: Ojcze, ja wkrótce umrę, chcę skorzystać z posługi sakramentalnej, bo nie wiadomo, kiedy przybędzie tu kapłan. Parafianie mieszkają w małych domkach z gliny. Zmuszono ich do opuszczenia swoich domów i wioski. Opuszczone domy stały się ofiarą grabieży. Na każde wyjście, aby uprawiać pole, trzeba pozwolenia od żołnierzy. Tylko dwa razy w tygodniu mogą iść uprawiać swoje pola. Teraz jest pora deszczowa, więc czas zasiewu fasoli, kukurydzy, manioku i jarzyn.
Do parafii należy 10 wiosek z 10 kościołami. Nie było tam księdza od kilku lat. Mimo tak trudnej sytuacji, parafianie trwają przy Bogu. Nie ma tu sióstr zakonnych, które opuściły parafię i prace w szpitalu w zeszłym roku. W szpitalu został jeden pielęgniarz, który jak może pomaga ludziom. Od czasu do czasu organizacje ONZ przywożą ludziom żywność i mydło. Często jest to stara fasola i zelżała kukurydza. W modlitwie często powracam do parafian z KARINZI. Polecam Wam tych biednych i opuszczonych ludzi. Na pożegnanie powiedziałem parafianom: Znakiem tego, że Bóg o was pamięta, jest mój przyjazd do KARINZI. To sam Bóg natchnął mnie i nie dał spokoju, aż nie zdecydowałem się na przyjazd do was. Obiecuję, że na Wielkanoc znów przyjadę, aby ochrzcić 200 katechumenów, odprawić nabożeństwa Wielkiego Piątku, Wielkiej Soboty i wspólnie obchodzić święta Wielkanocne.
Drodzy Przyjaciele misji! Proszę Was, pamiętajcie o naszych braciach i siostrach w KARINZI w Waszych modlitwach. Módlcie się, abym mógł jeszcze częściej odwiedzać tę parafię. Życzę Wam głębokiego przeżycia Tajemnicy Odkupienia w Wielkim Poście i radości Zmartwychwstania.
Z Bogiem! Alleluja!
Oddany w Chrystusie o. Eliasz Trybała, misjonarz z Burundi.