październik 2002 r.
I po co tam jeszcze jedziesz? Stary, schorowany, cóż tam zrobisz, cóż pomożesz? Może w tym piekle, w ich udręczeniu, w ich zranieniu wewnętrznym nie pomogę wiele, może często będę bezradny, zupełnie bezradny, jak bezradna była Maryja pod Krzyżem……ale tam w ich piekle będę obecny!
Czasy się zmieniły, warunki misyjnej działalności Kościoła też się zmieniły, ale jej istota jest niezmienna. Dzisiaj także cały Kościół – a więc każda i każdy z nas – miłość Ojca powinien z wiarą, zaufaniem i prostotą dziecka przyjmować, powinien tą miłością się radować i przekazywać ją z żarliwością tam, gdzie postawiła go Boża Wola. Tam, gdzie człowiek jest zajęty sobą i tak nisko nachylony nad dobrami materialnymi, że już nie umie podnieść głowy, by spojrzeć w oczy Boga Ojca, w których odbija się jego prawdziwa godność, wielkość każdego człowieka – brata…
Ale dzisiaj Kościół powinien głosić w sposób szczególny miłość Boga Ojca, przede wszystkim tam, gdzie człowiek jest poniewierany, poniżany, wykorzystywany, zżerany przez nieuleczalne choroby, przez nędzę i głód, gdzie jest ograbiany nawet z łachmanów, deptany i zabijany jak robak… Dzisiaj Kościół powinien z wielką gorliwością i oddaniem głosić miłość tam gdzie ziemia nasiąknęła głęboko krwią wylaną w szalonym ludobójstwie. Na przykład w Rwandzie i tam gdzie krew wciąż jest rozlewana w bratobójczych walkach. Na pprzykład w Burundii – tam, gdzie człowiek traci wszelką nadzieję, gdzie tak trudno, tak bardzo trudno wierzyć w miłość …, bo jakże wierzyć w miłość, gdy życie piekłem się staje…
Wielu mi powtarza: i po co tam jeszcze jedziesz? Stary, schorowany, cóż tam zrobisz, cóż pomożesz? Może w tym piekle, w ich udręczeniu, w ich zranieniu wewnętrznym nie pomogę wiele, może często będę bezradny, zupełnie bezradny, jak bezradna była Maryja pod Krzyżem……ale tam w ich piekle będę obecny! A dla tych udręczonych ludzi obecność misjonarzy się liczy, nasza obecność jest dla nich wymownym znakiem. Bo dla ludzi biednych z Burundi i Rwandy, Europa się jawi jako wspaniały raj, raj, w którym nikomu nie brakuje pożywienia, w którym każdy człowiek ma odzienie, nosi buty, gdzie każdy ma dostęp do lekarza i ma pieniądze na lekarstwo, gdzie ludzie mają godne człowieka mieszkanie… Oni sobie powiadają: jeżeli misjonarz stary, a tym bardziej młody potrafi opuścić swoją rodzinę, bliskich; jeżeli potrafi porzucić ten europejski raj, by przybyć do nas, by dzielić z nami naszą nędzę i głód, by dzielić z nami niebezpieczeństwa wojny i być narażonym na utratę życia w naszym piekle…; a ponadto pracować od rana do nocy, a często i nocą z pełną cierpliwością, a nawet radosną i życzliwą miłością, by ulżyć naszej nędzy – to jakże nie wierzyć? Jak nie uwierzyć, że Boży Syn, którego miłość musi być daleko większa od ludzkiej – zechciał zstąpić z nieba, wejść w nasze ludzkie piekło, by przez swoją miłość, przez Krzyż, Śmierć i Zmartwychwstanie, przez pozostanie z nami w Eucharystii – pomagać nam odzyskać, zachować i rozwijać godność Bożych dzieci, by uczyć nas wzajemnej miłości, która w ostatecznym rozrachunku otworzy nam raj prawdziwy, gdzie Bóg Ojciec otrze wszelką łzę i uleczy wszystkie rany serc… Jakże nie wierzyć?……. Dlatego też, Bracia i Siostry, obecność misjonarzy jest i będzie zawsze potrzebna w piekle tamtejszych trudnych sytuacji.
Ale być tam obecnym nie jest łatwo, dlatego też Wasza modlitwa i Wasza ofiara miłości – na wzór Patronki Misji – jest dla misjonarzy ogromnie potrzebna, konieczna! Za tą pełną życzliwości miłość jeszcze raz pragnę Wam wszystkim powiedzieć bardzo serdeczne i pełne wdzięczności: Bóg Zapłać!