Pracuję w Burundi jako misjonarz od 1991 r. Karmelici Bosi Prowincji Polskiej w 1971r. przyjechali tam ewangelizować. Poszli za nakazem Chrystusa Pana „nauczajcie wszystkie narody”. Tak więc od ponad 50 lat jesteśmy w Burundi, w jednym z najmniejszych państw świata, aby nauczać tych ludzi żyć według Ewangelii tak, jak nauczał Jezus Chrystus. Mamy trzy placówki: w Musongati 168 km od stolicy i w Bużumburze, stolicy kraju oraz w Gitega.
Pracy duszpasterskiej mamy dużo, średnio na każdego kapłana przypada ponad 10 tysięcy wiernych. Dlatego, chcąc chociaż trochę podołać tej pracy, „objeżdżamy” placówki misyjne programowo cały rok. W kaplicach, pobudowanych na tych terenach, odprawiamy Msze św., spowiadamy, chrzcimy, udzielamy sakramentu chorych, błogosławimy małżeństwa, udzielamy I Komunii św. dzieciom i katechumenom, a nawet udzielamy sakramentu Bierzmowania. Nasz ks. Biskup daje nam delegację bo sam nie może podołać temu zadaniu, gdy się ma w diecezji 400 tysięcy wiernych. Tak więc pracy ewangelizacyjnej jest mnóstwo. A przecież trzeba nie tylko ochrzcić, ale bez przerwy umacniać wiarę, katechizować, głosić kazania, nie tylko w niedzielę, ale codziennie. Najwięcej wysiłku wymaga od nas konfesjonał, gdzie spędzamy dziesiątki godzin, a ludzi do spowiedzi jest dużo i jest to najbliższy kontakt z naszymi czarnymi owieczkami. Po kolędzie nie chodzimy, bo jest to niemożliwe.
Misjonarz nie tylko musi pracować duchowo, ale i fizycznie. Reperacja samochodu lub turbiny wodnej, zakup żywności, wożenie wody, gdy jej zabraknie, to częste dodatki do życia misyjnego. Oprócz tego praca w biurze parafialnym. Dziesiątki, setki ludzi przychodzących i proszących o pomoc materialną wymaga od nas stalowych nerwów, które często zawodzą, wymaga to dużo cierpliwości, większej niż anielskiej. Problemów duszpasterskich też nie brakuje.
W Burundi Kościół Protestancki jest bardzo silny, a to nastręcza dużo problemów związanych z sakramentem małżeństwa. Katolicy żenią się lub wychodzą za mąż za protestantów, a to wymaga zobowiązania, że dzieci będą wychowywane w wierze katolickiej. Bez problemów nowożeńcy deklarują się i podpisują, że będą to czynić. Ale w praktyce rzadko się zdarza, aby tego przestrzegali. Zwłaszcza gdy ze strony protestanckiej są mężczyźni. Kościół Protestancki nie jest u nas tolerancyjny. W ogóle wszystkie wyznania niekatolickie, jak i inne religie nie są w takim stopniu tolerancyjne jak Kościół Katolicki. Często mąż protestant jak i wspólnota protestancka zmusza, naciska na żonę katoliczkę, aby uczestniczyła w ich zebraniach niedzielnych na modlitwie i „przechrzciła się” na ich stronę.
Mówiąc o tolerancji mamy na myśli właśnie to pozwolenie na praktykowanie swojej wiary, a widzimy w innych wyznaniach, że jest to niemożliwe, tylko Kościół Katolicki jest otwarty i całkowicie idzie za słowem Swojego Mistrza : „Jeśli chcesz.”
Owszem, nie można uogólniać, ale widzimy jak to wygląda w życiu. Czy inne religie lub wyznania, a szczególnie sekty nie są utrzymywane przymusem, groźbami lub pieniądzem? W Burundi nie ma jeszcze tak wielkiego problemu sekt jak jest to np. w Kongo, kraju sąsiadującym z Burundi. U nas, choćby istniały takie sekty, nie są one silne. Głównym problemem naszych chrześcijan to chodzenie do czarownika, są to często nieświadome praktyki podyktowane strachem np. matka idzie do czarownika po lekarstwo, bo jej dziecku zagraża śmierć. Nie przemyśli, czy czarownik zna lekarstwo na daną chorobę, a wiadomo na malarię np. jest tylko chinina, a na czerwonkę też nie ma lekarstwa jak tylko Negrem lub Belitrim i kroplówka. Przechodziłem te choroby. Nic nie byłoby złego w chodzeniu do czarownika gdyby nie fakt, że czarownik łączy to z odprawianiem czarów i zabobonów, a nawet wskazuje przyczynę choroby np. że to sąsiad jest winien i należy go uśmiercić. Czarownik nie jest głupi i wie, gdzie szukać pomocy. Kilku spotkałem w szpitalu, kiedy chorowali na malarię. Jeszcze dużo wody upłynie w Nilu, którego źródła znajdują w Burundi, zanim ludzie porzucą praktyki pogańskie. Drodzy Przyjaciele Misji prosimy bardzo o modlitwę w intencji misji. Mimo wszystko, ufamy Bogu i każdego dnia patrzymy z nadzieją w przyszłość…
o. Zbigniew Nobis misjonarz