Trzy pozorne argumenty przeciw misjom…

„Trzy pozorne argumenty przeciwko podejmowaniu misji:

ARGUMENT PIERWSZY.
Twierdzą niektórzy, że ważniejszą od misji jest w duchowości naszego Zakonu samotność i kontemplacja.
Tym odpowiadamy:
I. Reguły Zakonu która zobowiązywała do zachowania samotności i życia w klasztorze, nie przekraczał św. Bernard ani przed nim św. Benedykt, skoro tak wiele miejsc odwiedzali, by zakładać nowe klasztory. Również sławny św. Anioł, męczennik, skoro na Zachód przeszczepił Karmel i wiele krajów przewędrował. Pomijam innych, którzy na samotności czy w klasztorze nie tak bardzo ściśle prawa własnego zakonu przestrzegali, np. św. Dominik i św. Franciszek oraz inni późniejsi.
II. Wiadomo, że na podstawie listu papieskiego możemy budować klasztory naszej Kongregacji na całym świecie, z wyjątkiem Hiszpanii. Dlaczego więc nie we Francji, Niemczech czy Polsce? Dlaczego nie w Persji, Armenii czy na całym Wschodzie?
III. Jeżeli trudy i podróże po Włoszech w celu zakładania klasztorów nie są sprzeczne z naszym Zakonem, chociaż zakłócają samotność i praktykę kontemplacji, dlaczego [za takie uznawane są] żegluga i podróż na przykład do Persji, gdzie udajemy się w celu szerzenia naszego Zakonu, chociaż nie dołącza się do tego trud o zbawienie dusz i głoszenie Ewangelii? Te sprawy bowiem są nam dozwolone w Europie, dlaczego więc nie w Azji?
IV. Samotność i modlitwa są nakazane, chyba że istnieją jakieś słuszne przyczyny dla których trzeba je opuszczać. Czyż dla karmelity bosego nie jest przyczyną do wyjścia z klauzury ta, która była powodem dla Jezusa Chrystusa, że opuścił łono Ojca: zstąpił, aby zdobyć sobie ludzkość?.

ARGUMENT DRUGI.


Twierdzą niektórzy, że wciąż jest za mała liczba braci. Ledwie starczy ich do obsadzenia klasztorów we Włoszech.
Tym odpowiadamy:
I. Co się tyczy ilości, jeżeli przyjrzymy się początkom zakonów, to wszystkie rozwijały się wtedy, gdy braci było mało. Tak było w przypadku Apostołów, jak również świętych: Benedykta, Bernarda, Anioła, Dominika, Ignacego. Tak więc ich pierwsi następcy bywali na wzór Apostołów wyznaczani po dwóch i docierali do bardziej odległych prowincji czy królestw, choć nie wszyscy zostali wymienieni, ale również dotarli do odległych królestw, bo sercem pragnęli zdobyć cały świat. Jeżeli więc pierwsi założyciele zakonów, za Bożym natchnieniem, tak czynili, nie będzie czymś niedorzecznym naśladowanie tak wielu świadków.
II. Jeżeli przeszkodą jest mała liczba braci i dlatego czekamy na ich dostatek, zarazem czekamy na rozluźnienie i oziębłość. Z upływem czasu i przy w dużej ilości duch stygnie i zachowywanie prawa słabnie. Kto wtedy będzie szerzyć Zakon? Lepiej by było, gdyby ci zdeprawowani zakonnicy przestali istnieć.
III. Na podstawie licznych doświadczeń poznaliśmy, że zakony, które tylko w jednym miejscu zapuszczają głębokie korzenie i starają się umocnić, aby (jak mówią) z licznego ludu mogły wyprowadzić kolonie, w rzeczywistości popadają w próżniactwo, gnuśność i w pewien rodzaj walk wewnętrznych. Ponieważ te przykłady są nam aż nadto znane, dlatego nie ma powodu ich tutaj opisywać. Na cóż więc czekamy – czy na wielką liczbę, ale mało gorliwą?
IV. Wydaje się, że czymś, co bardziej przynosi większą chwałę Bogu, a ludziom zbawienie, jest posłanie na przykład po dwóch braci równocześnie do wielu krajów – jako Zakon niedawno powstały pod względem liczebności i zasług – aniżeli starzenie się w jedynej samej tylko Italii, odkładając szerzenie go, prawie beznadziejne, po naszej śmierci.

ARGUMENT TRZECI
Twierdzą niektórzy, że nie możemy posłać braci gdyż nie są wystarczająco godni i nie odznaczają się wielkimi cnotami. I ta racja wydaje się nie do obalenia, ponieważ w przeciwnym wypadku nie stanowiłby przeszkody ani Zakon jako taki, ani mała ilość zakonników.
Tym jednak odpowiadamy:
I. Gdyby ojcowie Ignacy i Ksawery (że nie wspomnę o innych, dawnych, zaliczonych do grona świętych) obawiali się tego zarzutu, że mianowicie nie mogą być porównywani ze świętymi Dominikiem czy Franciszkiem, i z tego powodu zaniechali powołania do istnienia zakonu, jakże bardzo zaszkodziliby sobie, zgromadzeniu i całemu Kościołowi. Z powodu tej odwagi niezmiernie wzrosła ich świętość.
II. Także z najnowszych dziejów jasno wynika, że Bóg zajaśniał bynajmniej nie w świętych ludziach, którzy oddali się najprzyjemniejszemu Jego dziełu – nawracaniu pogan. Oni zaś w tej walce osiągnęli niezwykłą świętość życia, o jakiej w przeciwnym wypadku nie mogliby nawet marzyć. Dlaczego więc nie może w to wierzyć karmelita bosy, chociaż nie jest pod każdym względem doskonały, a niedawno jeszcze jako człowiek świecki był ambitny albo chciwy?
III. Bardzo wielu mężów wpisanych do katalogu świętych stało się z Bożego zrządzenia niezwykle szybko męczennikami, przy nadarzającej się lub szukanej okazji, z rąk tyranów czy prześladowców Chrystusa. Słusznie więc można się spodziewać, że nie ktoś z prześladowców, lecz ze sług Chrystusa, wypełniających Jego sprawy, może się stać, choćby w jakimś stopniu, Jego wyznawcą lub męczennikiem. Na ogół pewniej wsławi Zakon jeden umęczony za Chrystusa niż wielu mało odważnych zakonników.
IV. Staranie o misje bardzo mocno pobudza dążenie do doskonałości i dlatego dostarcza zdolnych sług. Ktokolwiek planuje wielkie rzeczy, używa takich środków, przy pomocy których, jeśli nawet nie wielkie, to jednak zbliżone do nich dobra zdobywa, bo gdyby myślał tylko o przeciętnych, z trudem osiągnąłby małe. Tak więc, kto z nas będzie myślał tylko o udoskonaleniu siebie przy pomocy aktów wspólnych Zakonu, aż nadto jest to oczywiste, że zaledwie przeciętnie będzie postępował w doskonałości. Jeśli jednak postanowi znosić szyderstwa, a nawet śmierć, aby naszego Zakonu wszędzie bronić i go szerzyć, o ileż chętniej będzie to czynił? O ileż radośniej będzie znosił karcenia, posty, czuwania czy więzy? Jakże może nie być bardzo pilny w zachowywaniu ducha naszego Zakonu ktoś, kto gotów jest oddać życie w walce za każdą radę Ewangelii Chrystusa?
V. Nie jest przeszkodą w tym brak wybitnego wykształcenia. Jeżeli przyjdzie spotkać się z heretykami (jak o tym wiedzą doświadczeni), nie tylko trzeba będzie znać języki czy sztukę argumentacji, lecz trzeba będzie walczyć i zwyciężać pobożnością, nieposzlakowanym przykładem życia i moralności. Jeżeli zaś będziemy mieli do czynienia z poganami, mniej będzie potrzeba pracy i wiedzy, jako że oni nie tyle mają umysły zatwardziałe, co raczej nieświadome, dlatego łatwo ich przekonują argumenty racjonalne, oświecane wiarą”. (por. o. Jan od Jezusa i Maryi, Traktat w obronie misji, Rzym 1605r.)

Argumenty te przedstawił o. Jan od Jezusa i Maryi na Kapitule Kongregacji Włoskiej w 1605 r. Podjęto wówczas misje perską, dzięki której zaistniała prowincja polska karmelitów bosych. Fragment pochodzi z dzieła o. Jana od Jezusa i Maryi OCD, Pisma misyjne (Opera Omnia, Florencja 1771-1774), wydanie współczesne: Bruksela 1994 r., w tłumaczeniu z łaciny o. dr Efrema Bieleckiego OCD, Kraków 2019 r. Pełny tekst dzieła w języku polskim ukaże się w WKB Kraków w przyszłym roku.