Miasto wygląda jak najspokojniejsze w świecie (poza godziną policyjną)! – O. Jan Kanty Stasiński

2002r.

Przed tygodniem odzyskaliśmy zrabowany komputer, płacąc niezbyt wielką sumę policji za ich skuteczną akcję, choć ja bardzo mocno podejrzewam, że ta policja działa w zmowie ze sprawcami napadu, a oddali komputer, gdyż nie wiedzieli co zrobić z prawie zupełnie nieznanym tutaj typem komputera MacIntosh.

Sytuacja polityczna w kraju nie ulega niestety wielkiej poprawie. Mają miejsce rożne układy, które jednak w znacznej mierze są tylko parawanem dla niecnych poczynań różnych ludzi. Nadal ma miejsce ograbianie i mordowanie niewinnych, i to tak przez rządowe wojsko jak i przez rebeliantów, którzy na domiar złego, walczą także między sobą i zwalczają prawdziwych czy domniemanych zwolenników rywalizujących frakcji. Prawie w każdą noc słyszy się strzelanie na różnych przedmieściach Bujumbury. W różnych miejscach kraju, zwłaszcza na obrzeżach miasta ludzie boją się spędzać noc w domach, lecz błąkają się po buszu. Ludzie w mieście (i my także – jesteśmy przecież ludźmi!) tak dalece przyzwyczaili się do tej sytuacji, że są skłonni uważać ją za normalną. W ciągu dnia, poza godziną policyjną, miasto wygląda jak najspokojniejsze w świecie. Choć czasem i w ciągu dnia bywają napady i inne zakłócenia.

W całej tej długotrwałej tragedii najtragiczniejsza jest sytuacja dzieci. Ciągle wzrasta liczba sierot, także ze względu na dużą umieralność dorosłych zarażonych chorobą AIDS. Dzieci, zwłaszcza sieroty, niedożywione i zaniedbane, bardzo łatwo zapadają na różne choroby i umierają nawet na choroby w zasadzie niezbyt groźne. (Przed chwilą, gdy pisałem przedostatnie zdanie, przyszła znana nam dziewczyna opiekująca się sierotami, dziećmi swej starszej siostry. Nagle, zachorowawszy chyba na grypę, zmarła jej mała siostrzenica będąca w drugiej klasie szkoły podstawowej).

Jak Wam wiadomo, pośredniczymy w pomocy niektórym sierotom, którym pomagają finansowo niektórzy z Was. Chętnych do takiej pomocy jest wśród Was bardzo wielu, a potrzebujących sierot dziesiątki tysięcy, a w skali całego kraju – setki tysięcy. Jednak ze względu na nasze obowiązki nie możemy zbyt dużo czasu poświęcić na zorganizowanie tej pomocy na większą skalę. Konieczne jest bowiem bardzo dyskretne, niełatwe działanie, które ograniczałoby możliwość zazdrości innych osób. Taka zazdrość może mieć wprost nieobliczalne następstwa. Potrzeba wnikliwej kontroli, by pomoc trafiała do właściwych osób. Te różne wymagania powodują, że nie możemy przygarnąć większej ilości dzieci, jak tylko te czterdzieści parę, którym regularnie pomagamy. Wśród dzieci tych miały miejsce pewne zmiany personalne, spowodowane z jednej strony stwierdzonymi nieprawidłowościami, i z drugiej faktem, że niektóre dzieci ukończyły już szkołę. Wspominałem w poprzednim liście, że ta przez nas organizowana pomoc dotyczy w zasadzie dzieci uczących się.