Kiermasz misyjny w Czernej zakończony!

Szczęśliwa wymiana – kiermasz w Czernej i moja przygoda w pomocy dla misji!

„Afryka to kontynent, gdzie niezliczone ludzkie istoty – mężczyźni i kobiety, dzieci i młodzież – leżą, jak gdyby porzucone przy drodze, chore, poranione, bezsilne, odepchnięte i opuszczone. Ludzie ci pilnie potrzebują dobrych samarytan, którzy pospieszą im z pomocą. […] Synowie i córki Afryki potrzebują wyrozumiałego wsparcia opieki duszpasterskiej. Trzeba im pomóc w zebraniu sił, aby mogli je oddać na służbę wspólnego dobra.” O. TEOFIL STANISŁAW KAPUSTA OCD

Wszystko zaczęło się styczniowego dnia, gdy przeglądałam stronę karmelitańską i myślałam nad misjami karmelitańskimi. Weszłam wtedy na stronie internetowej misji karmelitańskich na dział z biuletynem Amahoro. Ponieważ znam temat składania biuletynu, chciałam zobaczyć w jakim stylu jest wydawany i co tam można przeczytać. Przeglądając archiwalne numery weszłam na ostatni, świąteczny. Znalazłam tam ogłoszenie dotyczące kiermaszu misyjnego organizowanego corocznie w lipcu w Czernej. Osoby, które potrafią szyć na maszynie proste rzeczy, robić na drutach, a mają chęci, mogą zaangażować się w wykonywanie przedmiotów na kiermasz.
Ponieważ w Afryce jest teraz dużo powołań, często młodzi chłopcy czujący Głos Boga w sercu przychodzą do furty. Niestety brak jest funduszy by ich przyjąć. Potrzeba dać im szansę rozeznania czy mają powołanie, a jeśli tak to pomóc by stali się kapłanami na wzór Serca Jezusowego. Dochód w tym roku jest przeznaczony na wykształcenie kleryków karmelitańskich.

W taki oto sposób zaczęłam myśleć nad tym, czy mogłabym zaangażować się w robienie przedmiotów. Prace ręczne od pewnego czasu nie są mi obce, moja chęć działania dla misji zaczęła walczyć we mnie ze strachem przed nieznanym.
Gdy zdecydowałam się zadzwonić do nieznanej mi wcześniej Wandy Bigaj wszelkie moje rozterki zniknęły, a w to miejsce pojawiła się ogromna radość w sercu. Był to dla mnie znak, że to dobra droga.
Zapalona od płomienia Wandy przekazałam informację osobie z mojej wspólnoty (Beatce- która zdeklarowana była jako osoba od misji – w mojej wspólnocie ocds). Z radością i po wspólnych ustaleniach zaczęłyśmy wykonywać techniką decoupage słoiczki i butelki. Chodziło o to, by dać nowe życie przedmiotom, które zwykle po wykorzystaniu wyrzucamy, a przy tym pomagać. Z czasem dołączyła do nas trzecia współsiostra ze wspólnoty – Małgorzata, która potrafi szyć na maszynie. Razem wykonałyśmy torebki różną techniką i Małgorzata uszyła też woreczki na igły.
Miałyśmy wykonać tylko te przedmioty i nic więcej. Ponieważ miłość do bliźnich i ogromna chęć do pomagania najbiedniejszym bardzo promieniowała od Wandy postanowiłyśmy jeszcze trochę pomóc kiermaszowi. Myślałyśmy – pojechać choć na jeden dzień do Czernej, by zakosztować radości pomagania. Z czasem okazało się, że nie było wielu chętnych na miejscu do pomocy przy kiermaszu, a wiele jeszcze było do wykonania. Dlatego zdecydowałyśmy się, pojechać na rozpoczęcie kiermaszu w sobotę rano do niedzieli wieczór (14-15 lipca) oraz na zakończenie – weekend 21-22 lipca.
Na parę dni przed kiermaszem wiele osób zrezygnowało z przyjazdu do Czernej, pojawił się smutek i lęk jak zdołamy zrobić kiermasz.
Równocześnie w tym czasie trwał Kongres OCDS i dlatego poprzez Małgorzatę, która była na Kongresie poszła prośba o modlitwę w intencji kiermaszu do osób ze wspólnot tam zgromadzonych.
Modlitwa była skuteczna, bowiem w sobotę , gdy zaczęliśmy przygotowywać stoiska mimo, że było nas kilkoro – prace szły szybko, a nawet zaczęli podchodzić ludzie i pytać kiedy będzie otwarte. I choć nie było w planie otwierania stoiska w sobotę – szczęśliwa wymiana ruszyła.

 

 

 

Pod wieczór, nadal było jeszcze mnóstwo pracy do wykonania. Przede wszystkim fotobudka, nad którą pracowały już osoby, przygotowanie loterii fantowej oraz wycena przedmiotów i przeniesienie rzeczy na stoisko. Wzorem do naśladowania była Wanda, która pełna odpowiedzialności i troski za powierzone sobie dzieło kiermaszu i przedmiotów podarowanych przez darczyńców, mało spała i pracowała najwięcej. Mimo tego potrafiła tworzyć atmosferę miłości i ciepła dla „nowicjuszy”.
Wieczorem wszyscy byli niezmiernie zmęczeni, jednak każdy był zaangażowany w prace. Nadeszła pora na posiłek i modlitwę. Zebraliśmy się w pomieszczeniu kuchennym by wspólnie pomodlić się Nieszporami. Byliśmy tak naprawdę sobie bliżej nieznani, ale utworzyła się wspólnota. Modlitwę zakończyliśmy śpiewem Apelu Jasnogórskiego. Złapaliśmy się za ręce i wspólnie uciekaliśmy się pod płaszcz Maryi. Było to dla mnie ogromne przeżycie. Mała garstka dzieci Matki Bożej Szkaplerznej o gorących sercach i chęci pomocy najuboższym, prosiła Maryję o przyczynek. Czułam, że dzieło kiermaszu jest prowadzone przez Pana Jezusa, a my jesteśmy wybrani przez Niego do służby. I choć było nas niewiele osób Bóg nam błogosławił.
Potwierdziło się to na drugi dzień, ponieważ ojciec głoszący niedzielną homilię mówił o tym, jak to Pan Jezus delikatnie prosi w sercu o pójście za Nim, a słyszą to i wprowadzają w czyn nieliczni.
W niedzielę wcześnie rano zaczęliśmy szczęśliwą wymianę. Było to dzieło pełne różnych radości, odkrywania siebie, swoich możliwości, pokonywania swoich słabości fizycznych. Zauważyłam, że jest możliwe zmęczenie z mocą. Chodzi o to, że zmęczenie powodowało radość i siłę wewnętrzną, która pchała dalej do działania. Bóg jest autorem naszego chcenia, dlatego wiem, że On nas pobudzał i wspierał swą łaską.
Podczas szczęśliwej wymiany i rozdawania ulotek o misjach i możliwości adopcji kleryków ludzie usłyszawszy o tym, zatrzymywali się z troską i zaczynały się rozmowy. Był też przypadek osoby, która była dopiero nawrócona, ale podeszła do stoiska wiedząc, że jesteśmy ze Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych i pytała z pragnieniem o Karmel, Zakon i o Maryję, szukając desperacko wszelkiej informacji. Był więc czas na osobiste świadectwo. Trafiały się osoby, które szukały Szkaplerza i pytały o niego, co dawało możliwość zachęcania do Jego przywdziania.
Podczas fotografowania w foto-budce jak i przebierania do zdjęć w afrykańskie stroje był też czas radości ze śmiesznych zdjęć. Podczas ciągnięcia losów przez dzieci była możliwość pochylenia się nad najmniejszymi i solidarną radość z wyciągniętej zabawki. Pewna dziewczynka z radością wzięła wyciągniętego kangurka i w podskokach radośnie pobiegła do rodziców. Podchodziły osoby, które kupowały „krówki misyjne” częstowały nas i błogosławiły nam w tej służbie dla najuboższych. Trafiały się też osoby, które mówiły o swoim doświadczeniu Boga, czy swojej wiary. Te osoby powodowały w nas , słuchających, radość i pogłębienie wiary. Były osoby, które przynosiły przedmioty na kiermasz, zachęcone przykładem pomagania. Oczywiście podchodziły też osoby, które krytykowały, ale staraliśmy się wyciągać wnioski by coś poprawić.
W drugi weekend kiermaszu, gdy usiadłam na chwilę, obserwując stoiska i ludzi, doszło do mnie, że tak naprawdę ten kiermasz jest dużo większym dziełem duchowym niż materialnym. Pomijając to, jak wielu ludzi dzieliło się swoim sercem – materialnie poprzez dawanie, czy robiąc przedmioty na kiermasz- i przecież dzięki temu będzie można pomóc klerykom w ich powołaniu, to myślę, i sama to odczułam, że kiermasz w Karmelu jest już i będzie zawsze dla mnie ogromnym duchowym dziełem.
Mimo, że były braki osób do pomocy, Pan tak sprawił, że wszystko się udało i wiele dobra się stało. On nad tym dziełem czuwał, bo to Jego Dzieło. Może właśnie poprzez to, że było nas mało i mimo wielkich chęci działania, wszystkiego fizycznie nie byliśmy w stanie zrobić – dostrzec można było Jego Świętą Rękę i Prowadzenie.

Jak wielu osobom dających z serca przywróciło to radość i wiarę, tylko sam Pan to wie. Jak dużo modlących się za to Dzieło Pan obsypał łaskami, dowiemy się po śmierci. Jak wzrosła świadomość ludzi, którzy widząc nasze zaangażowanie, zapalali się przez to do pomocy, to wszystko są niewidzialne dla oka ludzkiego sytuacje. Jedno jest pewne, każdy został obficie ubogacony przez Pana, a Maryja pomagała nam w najdrobniejszych sprawach. Czuwała nad wszystkim i mogliśmy w Jej ogrodzie świadczyć sercem o Królestwie Jej Syna, a dzięki datkom będzie można rozszerzać to Królestwo na Afrykańskiej Misji.

W drugą sobotę przyjechałyśmy z Tarnowa we trzy osoby. I od razu Małgorzata, która też pierwszy raz uczestniczyła w kiermaszu jak ja, zaczęła działać na stoisku i pomagać innym, a Beatka rzuciła się w wir pomagania przy stoisku z obrazami. W ten dzień było Ogólnopolskie Spotkanie Rodziny Szkaplerznej i mnóstwo osób. Mimo, że było nas jedenaścioro, po Mszy św. na placu, każdy miał co robić, a słońce nie oszczędzało. Pod wieczór, gdy już mniej ludzi przychodziło na kiermasz Ci z nas, którzy nie uczestniczyli jeszcze w tym dniu we Mszy św., bo służyli na kiermaszu, poszli na nią jak i na Apel Jasnogórski, zasłonięcie cudownego obrazu. Dla mnie to przebywanie na kiermaszu i na terenie należącym do Maryi stało się czymś głębszym, punktem, gdzie wiara zmienia się już w doświadczenia spotykania osoby Maryi i Pana Jezusa. Czuję się tam jak u siebie w domu.
Po Mszy św. była kolacja. I znów w pokoju kuchennym świadectwo wiary oraz działania łaski Bożej w życiu jednej z osób służących na kiermaszu. To wszystko daje wiele do myślenia, a przecież kiermasz trwa nadal. Potem udaliśmy się na nocleg do Sióstr Karmelitanek Dzieciątka Jezus. Poddasze pod nazwą św. Rodziny zachęcało byśmy i my stawali się jedną rodziną, co też się działo. Wspólne rozmowy, modlitwa i przebywanie razem budowało wspólnotę, przecież znów różnych osób.
Rano udałyśmy się na Mszę św. na godz. 6.00. W tym dniu był odpust św. Eliasza. Homilia głęboko poruszała. Słońce podnosiło się a ptaki cudnie śpiewały. Podkreślały bliskość lasów i pachnącego rankiem powietrza. Budziły radość w sercu. W tym dniu było również wiele osób wspierających misje.
Obie współsiostry z mojej wspólnoty rozpalone chęcią pomagania i uczestniczenia w kolejnych kiermaszach wróciły pełne pomysłów. A z powodu uczestnictwa w tym Bożym Dziele miałyśmy radość w sercu i wdzięczność za zaproszenie Pana Jezusa by iść za Nim i służyć innym.
Kiermasz stał się dla mnie jako osobie po pierwszych zaledwie przyrzeczeniach w OCDS doświadczeniem wcielania słowa w czyn, czyli przejścia od teorii, wreszcie do praktyki. Jest to dużo ważniejsze niż teoretyzowanie na temat działania dla Pana Boga w służbie innym.
Zaangażowanie w kiermasz stanowi niejako służbę dla innych w praktyce – bycie karmelitanką świecką, dla tych, którzy są ubodzy i biedni. Ta kropla naszej pomocy w to Boże dzieło daje Panu Bogu możliwości działania dla dobra człowieka potrzebującego. Dzięki naszym biednym wysiłkom Bóg może wspaniałomyślnie ubogacić ten wkład pieniężny darem wiary i miłości dla powołanych.
Cel kiermaszu był jasny – dar dla powołań! Bo przecież pragniemy pomagać od tej fizycznej strony powołanym by mogli służyć Bogu w dzień i w nocy dla dobra wszystkich ludzi. Wykształceni zakonnicy tam dla ludzi w Afryce będą rozszerzać wieść o Panu Bogu i będą dawać nadzieję dla znękanego ludu, jak i Miłość Bożą. Dlatego nasza praca przygotowania przedmiotów na kiermasz czy na kiermaszu, modlitwa, choć to kropla w morzu potrzeb, ale dla Pana Boga przyczynek by mógł dodać swoje łaski jeszcze hojniej.

Renata L.