Bużumbura, 16.02.2021
Moi Kochani – przybrani Rodzice! Niech Pokój Boży będzie z Wami.
Mam nadzieję, że jakoś się macie. U nas z powodu covid, życie się jeszcze bardziej skomplikowało. Rok 2020 nie był łatwy!!! Od marca do wrześnie nikt nie mógł opuścić swoich domów. Nie mogłam więc jeździć do szpitala psychiatrycznego po lekarstwa dla moich chorych. I cały transport został wstrzymany. Po kilku miesiącach nasi chorzy na nowo wpadali w kryzys i wszystkie choroby zaczęły się odnawiać. Musiałam mocno naciskać, by przysyłano mi ambulansy z pielęgniarką by pomóc tym chorym i by mogli przywieźć lekarstwa do nas. Szpital odmawiał zabierania chorych do szpitala z powodu lęku przed wirusem i zarażeniem innych. Ale przynajmniej dzięki tym ambulansom mieliśmy czasami lekarstwa.
Dla dzieci w domu to też nie był łatwy czas. Nie potrafiły zrozumieć, dlaczego mają siedzieć w domu bezczynnie tyle miesięcy. W pewnym momencie straciły nadzieję na normalne życie. Próbowałyśmy je uczyć same w domu, ale po dwóch miesiącach, dzieci się zbuntowały powtarzając, że nie ma sensu męczyć się na darmo, (zapewne myśląc, że to już koniec, życie normalne już nie wróci). Odmówiły dalszej nauki, powtórek, itd.
Ale mimo covidu, Pan Bóg dalej ukazywał mi swoją miłość. I tak, 2 listopada 2020, przyszli ludzie, których nie znałam i przyprowadzili młodą mamą z niemowlęciem na plecach, która miała poważne problemy psychiczne. Przyprowadzili i od razu znikli. Nie miałam ani ich adresu, ani nazwisk, a młoda kobieta znajdowała się w tak głębokim kryzysie psychicznym, że chciała zabić swoje dzieciątko. Zdecydowałam się ich przyjąć. Po kilku dniach udało mi się jakoś dowieźć mamę do szpitala, niektóre busy już wtedy zaczęły jeździć. Szpital ją przyjął na leczenia, a ja wróciłam do domu z niemowlęciem. Karmiłam je mlekiem od krowy i jakoś przeżyło, teraz ładnie rośnie. Nazywa się Fabrice.
Bardzo dziękuję Bogu za to, że mi powierza tych najmniejszych. Fabrice mimo że nie był karmiony moim mlekiem, dzięki miłości Bożej, przeżył. (Dołączam zdjęcie na 5 dni od przybycia do mnie i drugie zdjęcie, gdy miał już 5 miesięcy).
Kolejną nowością jest kolejne dziecko, które jest z nami. Przed laty przyjęłam pod dach Tryphine, kobietę chorą psychicznie z jej córeczką Viviane. Inna jej córka, Claire, była wychowywana przez babcie. Gdy przyszła nas odwiedzić z powodu lockdownu nie mogła wrócić do babci. W końcu, zdecydowałam się, by została u nas na dobre i umieściłam ją w naszej szkole w Kamonyi. Bardzo mnie to cieszy kiedy widzę na nowo po latach mamę z jej dziećmi pod jednym dachem.
W sumie na dzień dzisiejszy jest nas w domu 15 osób. 9 chorych dorosłych, 5 dzieci i ja.
Bóg zapłać za wszystko. Niech Bóg będzie dla Was najlepszą nagrodą za Waszą miłość do nas.
Veneranda, wasza córka